Strona:PL JI Kraszewski Wysokie progi from Kurjer Warszawski 1884 No 0077 1.jpg

Ta strona została skorygowana.
WYSOKIE PROGI.

Powieść w dwóch tomach
J. I. Kraszewskiego.

Tom I.

Wiadomo, przynajmniej na jakie dziesięć mil wokoło, że Brodnica, na Podolu galicyjskiem leżąca, jest własnością Jego Ekscelencji Albina hrabiego Widawy, herbu Wieniawa.
Hrabstwo i herby wszystko to wyszło na świat z głębi mroków zamierzchłej przeszłości, po roku 1772-im, w tej epoce metamorfoz, gdy część dawnej rzeczypospolitej, od dawnej całości odcięta, do nowego aglomeratu należeć zaczęła i życie odrębne rozpoczynała.
Z tytułów, naówczas martwych pozostałości — potworzyły się owe hrabstwa i baronje, które nowe społeczeństwo do nowego życia, nanowo organizować miały.
Wtenczas już Widawowie, godząc się z tym rzeczy trybem, poczęli zajmować stanowiska urzędowe i dobrze w Wiedniu widziani, w krótkim czasu przeciągu wzrośli, tak, że hrabia Albin nosił tytuł ekscelencji, miał urząd w Wiedniu i liczył się do arystokracji różnobarwnej, stanowiącej austrjacką.
Oprócz tej gałęzi, wyposażonej majątkowo i stosunkami dosyć możnie, pozostało Widawów trochę, uboższych i niemających znaczenia...
Hr. Albin czuł się w obowiązku czasem, tej dalszej rodzinie przychodzić w pomoc i nią się posługiwać. W Brodnicy zajmował oddawna miejsce kontrolera, rachmistrza, kasjera, nie tytułujący się hrabią, Adalbert Widawa, człowiek lat czterdzieści kilka mający, cichy, spokojny, prostoduszny — który zdawał się niewiele już wymagać od życia i świata, tak był ze swem położeniem przejednany i niem zaspokojony.
Adalbert był jednym z tych bardzo dziś rzadkich okazów człowieka szczęśliwego, który nie żąda nic nad to co mieć może i nigdy się na losy swe nie uskarża.
Małego wzrostu, niepozorny, twarzy rysami wyrazistemi nie uderzającej, zawsze czyściuchno choć ubogo ubrany, z przerzadziałemi włosami starannie ułożonemi, z wejrzeniem spokojnem, z małym na ustach uśmieszkiem, Adalbert powszechnie lubiony, miał i u hr. Albina zachowanie niemałe, choć między tym kuzynem pryncypałem, a oficjalistą różnica charakterów była bardzo wielka. Ale właśnie czasem rozmaitość usposobień i temperamentów jest najlepszą rękojmią zgody i wzajemnego ocenienia.
Hrabia Albin, który zajmował się losem krewnego od jego młodości, dał mu wychowanie, a potem go w dobrach swych umieścił, — wpływ wywarł wielki na łagodnego i posłusznego krewniaka. Uwagi jego i rady wielekroć dobrodusznego Adalberta uratowały od porywów i zachcianek, któreby życie jogo zwichnąć i zatruć później mogły. Młodszym będąc kochał się często Adelbert w panienkach, zwykle w kolach oficjalistów, między któremi się obracał, upatrzonych — wielokroć chciał się żenić — zawsze powaga, uwagi i rady życzliwe hr. Albina powstrzymywały go, a przyszłość dowiodła, że to na dobre wyszło.
Zwolna tak Adalbert dożył czterdziestki, przebył ją, i stopniowo się uspokoiwszy, wyrzekłszy miłosnych marzeń, — życie sobie urządził nietylko znośne, ale zupełnie odpowiadające temperamentowi i charakterowi swemu.
Przy wielkiej alei prowadzącej do pałacu w Brodnicy stał domek mały, schludny, ładnie wyglądający, w którym się mieścił Adalbert.
Dawano mu tu tytuł jeneralnego kontrolera, chociaż najrozmaitsze funkcje spełniać musiał z kolei i służył hr. Albinowi z przywiązaniem, miłością, po święceniem największem.
Dworek umyślnie dla niego przerobiony, z ładnym niewielkim ogródkiem, zdala odznaczał się dwoma bardzo kształtnemi gołębnikami, które po nad stare, otaczające go drzewa, występowały.
Tu zawsze prawie można było widywać liczne stado gołębi najrozmaitszej barwy, które oba gołębniki i dach skromnego dworku obsiadały.
Kilka pokoików, izby dla czeladzi nielicznej, oficynka mikroskopijna, w tyle za zaroślami ukryta, dobrze oparkaniony ogródek z lipami, klonami, leszczyną i grządkami kwiatów, — składały to gniazdko maleńkie, do którego Adalbert przyrósł był sercem całem.
Nigdy w życiu J. Ekscelencji nie pozazdrościł pałacu i uciekał z niego do swojego kątka, ciesząc się nim coraz bardziej, im starzejąc spokojniejszym był na duchu.
Pensyjka którą pobierał od kuzyna, była dla niego zupełnie wystarczającą na utrzymanie wygodne siebie i służby, złożonej ze starego niedołęgi Szczepana, jeszcze starszej gospodyni, kucharki Marcjanny, chłopaka Wicusia i pudla Parola...
Nie bez przyczyny zaliczamy ostatniego do słu-