Strona:PL JI Kraszewski Wysokie progi from Kurjer Warszawski 1884 No 0086 2.jpg

Ta strona została skorygowana.

Stary Brunak niepokoił się tem, że tego dnia nie stał na regestrze.
Opowiadał Ewaryst, że nawet ze starą łowczyną Fryczewską hrabia się nie widział dotąd, co ją do łez poruszało, bo u nieboszczki była w wielkiej estymie i mówiły sobie — ty.
Panna Felicja śmielsza, sama mu się niemal siłą narzuciła i przyjął ją zmięszany, dosyć zimno, ale ze zbytnią grzecznością.
Ogólne wrażenie pierwsze było bardzo smutne, rokowano najgorzej, niemogąc się zrozumieć.
Tem goręcej też opłakiwano niepojęte zatracenie testamentu, o którym nieżyjący już mecenas Boduczyński niegdyś powiadał, bijąc się w piersi kułakiem, iż do pisania go przez podkomorzynę był dla porady wzywany, ale nikomu nic o nim wyjawić nie mógł, bo przysięga go do milczenia zobowiązywała.
Ewaryst, może dlatego że młodym był, a o przyszłości nie wątpił — nie tak brał do serca zawód i zatratę testamentu, Brunak był przybity, bo na starość wędrować po świecie ciężko mu było...
— Tak to zawsze, mości dzieju — tego — dokończył wzdychając i zabierając się do wyjścia — odkład na ide w ład! Najlepsza w świecie kobieta, anioł, złote serce, a od dnia do dnia przeciągając, na łaskę nas zdała, familję i wszystkich których kochała!!
To mówiąc nasunął czapkę starannie na głowę, aby mu peruki nie ściągnęła, i powoli za drzwi się wysunął, pociągając nogami. Ledwie się za nim drzwi zamknęły, gdy przystojna, strojna z wiejska, ale dosyć elegancko i starannie — wsunęła się panna Felicją z ogromnym pękiem kluczyków w ręku. Mogła mieć lat trzydzieści kilka, ale była jeszcze wcale świeżą i podobać się mogła, a dawna wziętość u podkomorzynej, stosunki w jakich się znajdowała z przymilającą familją — nadawały jej ton swobodny i odwagę.
Czarne, badające, śmiałe oczy zwróciła na Ewarysta, i poufnie mu głową skinęła. Zamknęła drzwi za sobą, założyła ręce na piersiach i odezwała się głosem nieco męskim:
— Cóż pan na to? Widziałeś go? mówiłeś z nim? Jak się wydał? o co pytał?
— Słowo w słowo ja podobne pytanie chciałem zadać pani — odezwał się uśmiechając Rzęcki — bo pani widziałaś go także?
Stali moment milczący oboje.
— No — ale jakież napami uczynił wrażenie? mów! — wtrąciła panna Felicja.
Rzęcki ruszył ramionami.
— A na pani!? — odparł — ja sam nie wiem...
Kobieta strząsnęła główką i wykrzywiła usta...
— Ja także nie wiem, i dla tego pana zapytuję — odezwała się. — Widziałam go, mówiłam z nim, a nie zrobił na mnie innego wrażenia, oprócz że jest w sobie zamknięty... No — a ja się lękam takich zapieczętowanych ludzi.
— Ja także, więc jesteśmy zgodni — odparł wesoło Ewaryst. — W pierwszej chwili każdy się może tak postawić tajemniczo, ale później się nic zdradzić — ciężko... Więc, zobaczymy.
Wtem klamka się u drzwi poruszyła.
Panna Felicja spojrzała ku drzwiom zakłopotana, jakby niemiło jej było, że ją tu ktoś mógł zastać u młodego kawalera, chociaż zastępując dotąd gospodynię domu — musiała być wszędzie, widzieć się ze wszystkimi i bytność jej u Rzęckiego nikogo dziwić nie mogła.
Tymczasem drzwi powolnie się rozwarły i twarz ogromna, blada, cała ogolona, z wielkiemi oczyma wypukłemi, z wargą dolną obwisłą — z czołem wydatnem, pokrytem czapeczką czarną — wychyliła się naprzód zaglądając, potem dosyć nieforemna bryła, otulona sutanną czarną, ale wyszarzaną i wyblakłą przez długie używanie, przez próg z ciężkością się przedostała do wnętrza... Drzwi za nią Ewaryst pośpieszył zamknąć.
Był to ksiądz proboszcz, dziekan, kanonik Solina; w ręku trzymał mocno kij ogromny, na którym się podpierał, pomagając nogom, które niełatwo poruszać się zdawały. I w piersiach też starego już zadyszka dech tamowała.
Zobaczywszy pannę Felicję, uśmiechnął się ks. Solina, — Ewaryst i ona pośpieszyli naprzeciw niemu, pomagając aby się mógł wygodnie w krześle jedynem pomieścić.
Potrzebował stary chwilę spocząć, nim się mógł odezwać — piersi zwolna się uspokoiły i proboszcz temiż prawie słowy, jakieśmy słyszeli z ust innych, zagadnął oczekujących;
— No cóż? co to za ryba? Widzieliście go? jak wygląda? co się tam po nim obiecuje? straszny? hę?
Zapytani stali, spoglądając po sobie jakby jedno drugiem się chciało wyręczyć.
— Pan Ewaryst tylko co od niego powraca — odpowiedziała panna Felicja.
Ks. Solina zwrócił głowę, która się z ciężkością na karku okręcała ku panu Ewarystowi — i oczekując sprawozdania, oczy mocno rozwarł, usta mu się otwarły — czekał.
— Nie umiem, doprawdy, nic ks. kanonikowi powiedzieć — odparł Ewaryst. — Nie jestem wielkim znawcą ludzi. Tyle wiem, że graf, a na grafa nie wygląda — milczący, ostrożny... Panna Felicja również znajduje go zamkniętym...
— Długo z nim waćpan rozmawiałeś? — zapytał proboszcz...
— Ja nie wiem czy się to rozmową nazywać może — rzekł Rzęcki. — On mi zadał pytań parę, a ja na nie odpowiedziałem. Na ostatku, gdy ja go spytałem — zbył mnie dwuznacznemi słowy...