Strona:PL JI Kraszewski Wysokie progi from Kurjer Warszawski 1884 No 0124 1.jpg

Ta strona została skorygowana.

Pan August ciągnął dalej.
— Po świętej sprawiedliwości... nie z łaski, ale jużciż nam się należy coś zawsze. Ja się tam nikomu kłaniać nie lubię, bo u mnie honor przedewszystkiem...
— Ale pan hrabia sam jeszcze nie wie co odziedziczył — wtrącił nareszcie Sokalski.
— My też mu damy czas się rozpatrzeć — odparł. — Co do mnie ja naglić ani naciskać nie będę, obciąłem się tylko zaprezentować i zapisać w jego pamięci, bo tu na niego się zwalą tłumnie różni pretendenci.
To mówiąc pan August jadł i popijał łapczywie.
— Hypokondryk! — przerwał nagle połknąwszy spory kawał mięsa i oczy podnosząc ku Sokalskiemu. — Na hypokondrję, dowiedziona rzecz, nie ma nic nad muzykę.
Sokalski gwałtownie głową potrząsnął.
— Zakazali mu jej słuchać doktorowie — przerwał — jak największy spokój ma przepisany.
Zmieniano potrawy. Kamerdyner usiadł na krześle w pewnem oddaleniu. Muzyk tymczasem rozmyślać musiał i wpadł na szczęśliwy pomysł, zbliżenia się i zwierzenia Sokalskiemu, którego za faworyta hrabiego uważał.
— Pan musisz mieć całe zaufanie hrabiego — dodał po odpoczynku i namyśle. O! to ze wszystkiego jest widoczne. Bardzo bym był panu wdzięcznym gdybyś chciał mi być pomocą i pośrednikiem.
— Do czego? — spytał Sokalski.
— A! no, rozumie się — rzekł muzyk — abym zapomnianym nie był. Nie ulega wątpliwości że wyznaczyć musi jakąś sumę dla familji. Ja jestem jednym z najbliższych... Ale u mnie honor przedewszystkiem, żebrać nie będę, a nieradbym aby o mnie zapomniał. Tamta pomniejsza familja... to ludzie prości, a ja jestem artystą — i z tego względu zasługuję na protekcję. Mogę familji honor uczynić, bylebym miał za co ręce zaczepić.
Sokalski wstał, zbliżył się powoli, nachylił i począł niemal szeptać poufnie muzykowi.
— Dam panu dobrą, najlepszą radę. Hrabia z powodu hypokondrji od ludzi stroni, nie potrzeba mu się narzucać zbytnio. Złożyłeś mu pan uszanowanie — bardzo dobrze, ale nie trzeba być natrętnym, on to oceni. Spocząwszy najlepiej będzie się usunąć. Hrabia o panu nie zapomni.
Rada ta nie zdawała się bardzo do smaku przypadać Augustowi, a Sokalski dołożył jeszcze.
— On ma takie fantazje — że nie znosi aby go do czego zmuszano. Chce wszystko świadczyć z dobrej woli, pan rozumie?
— No, chociażby tak było — odparł kwaśno muzyk — trudno abym ja zaledwie mu się pokłoniwszy, jak przepędzony fora ze dwora — nie spocząwszy nawet dni kilku, zaraz się miał wynosić gdy drudzy pozostają.
Kamerdyner głową kręcił.
— Jeżeli pan chcesz — rzekł — nic nie przeszkadza, ażebyś w oficynie się pomieściwszy kilka dni nie odpoczął, ja tylko przestrzegam, aby hrabiemu się nie narzucać...
— Więc nawet po parę godzin na dzień z nim konwersować nie będzie wolno?... — zapytał muzyk — To smutna rzecz!...
Nawykłem do zajęcia... co ja tu robić będę. Jest kilka fortepianów... grać chyba...
— Muzyki w pałacu nie znosi hrabia...
August Feliks zadumał się i głowę opuścił.
— Bardzo dziękuję — rzekł — za udzieloną mi radę; będę posłusznym, trudno!... Nie dokuczę hrabiemu, trzymać się będę zdala, ale niechże mi pan powie (bo u mnie honor przedewszystkiem); na jakiej ja stopie mam tu pozostać?...
Czy przynajmniej przypuści mnie z sobą do stołu, bo ja znowu — bo mnie z oficjalistami jeść honor nie pozwala. Jestem Pardowski, syn rotmistrza i wiem com winien imieniowi mojemu, więc choćby głodem mrzeć przyszło — honor — panie!...
Kamerdyner słuchał z szydersko trochę skrzywioną twarzą.
— Mówiłem panu — odezwał się, że hrabia chory jest, więc niewiadomo czy stan zdrowia dozwoli mu przyjmować gości, ale znajdują się już tu pani sędzina Pardwowska z córką, pani Trocka z synem, należący też do familji. Stół dla nich u łowczynej, panuby nie uwłaczało jeść z niemi.
August Feliks nie zdawał się tem zaspokojany.
— Proszę pana — odparł — z kobietami, że go to żenuje, to się rozumie, ale ze mną on nie potrzebuje się ceremonjować.
— Tak — przerwał Sokalski — ale pamiętaj pan, że jest hypokondryk... Na niego przypadają czasem takie fantazje, iż gdy czyje buty skrzypią, gdy kto głośniej mówi, gdy się upomaduje niemiłym dla niego zapachem — wpada w taką pasje... i będzie chorował...
Zachmurzył się słuchający. Było mu wielce nie na rękę stanąć na równi z temi paniami, które zda-