Strona:PL JI Kraszewski Wysokie progi from Kurjer Warszawski 1884 No 0158.jpg

Ta strona została skorygowana.

Z dyplomacją prawdziwie niewieścią, nieznacznie Musia doprowadziła do tego Adalberta, że ją z matką i p. Ewarysta zaprosił do swego stołu...
Było to, można powiedzieć, wielkim wypadkiem w Zakrzewie o którym począwszy od kuchni aż do folwarku mówiono, a stara Fryczewska dowiedziawszy się o tem, głową potrząsała znacząco.
Ci co wiedzieli o rannych wycieczkach Musi, chociaż po młodziuchnej dzieweczce intrygantki się nie spodziewali — nie mogli komu innemu zmiany zaszłej przypisać tylko jej wpływowi.
Ten zaś tłumaczono po ludzku, jako urok oczu ładnych i młodości, którym hrabia oprzeć się nie mógł.
— Staremu wprost zawróciła głowę — mówiono.
Razem z tem jednak coraz większe łaski okazywane Rzęckiemu, który był oddawna adoratorem Musi, stawały się niezrozumiałe...
— Słowo daję — szeptała przysiadając się do staruszki Fryczewskiej panna Felicja, której wpływ Musi nie był do smaku — ja tego wszystkiego co się tu dzieje, zrozumieć nie mogę, ani hrabiego tego pojąć...
Prowadził go kamerdyner jakiś, teraz ta dzierlatka... Bóg wie co to jest i co z tego wyrosnąć może, ale mnie się to nie podoba, szczerze mówię.
— Mnie także — mówiła Fryczewska — co nie jest jasne to zawsze niedobre... Dziwactwa tego człowieka nie wiedzieć dokąd go doprowadzić mogą...
Powróci Leszczyc... to i ten znów nad nim zapanuje, ale jak się on z Rzęckim pogodzi?
Panna Felicja westchnęła i w głębokich zatopiła się myślach.
Nigdy w życiu hrabia Adalbert większej samoistności nie rozwinął w sobie, nie czuł się śmielszym jak teraz. Wprawdzie okoliczności go zmusiły do tego, bo słuchać nie miał kogo, ale umysł jego pracował, a co dziwniej, wola się czuć dawała.
W dawniejszem życiu wszystko było tak urządzone, iż machinalnie, wcale nie myśląc, na każdą godzinę miał gotowe zajęcie. On i Parol wiedzieli zawsze co po czem ma nastąpić. W Zakrzewie regulaminu zbrakło, wyrabiał się on powoli, ale nigdy tak ściśle wykonywanym być nie mógł jak w Brodnicy.
Zrana szedł hrabia Adalbert zwykle do gołębi, spotykał się u nich lub na drodze z Musią, nadchodził Rzęcki. Tu gdy zasiadł na krzesełku plecionem, o które się dla niego Rzęcki postarał, aby kubeł niewygodny zastąpiło, zaczynała się rozmowa. Musia mówiła do gołębi razem i do niego, hrabia czasem Rzęckiego pytał o coś tyczącego się dworu, czy nie było kogo chorego między ludźmi, czy nie wiedział co o proboszczu, czy nie słyszał co o Leszczycu.
Ewaryst ośmielony później już sam przynosił nowinki, dobierając je tak, aby do smaku hrabiemu przypadały.
Gdy Musia znikła, Rzęcki pozostawał chwilę dłużej, a hrabia czasem go gdzie posyłał, lub on sam poddawał myśl, aby być użytym przez niego, a hrabia ją przyjmował skwapliwie.
Później do obiadu Adalbert chodził sam około pałacu po ogrodzie z Parolem, czasem brał do rąk jaki tom „Tysiąca nocy“, lub odwiedzał proboszcza.
Obiad przeciągał się przy wesołych opowiadaniach sędziny, Musi i ośmielającego się coraz pana Ewarysta.
Poobiednie godziny różnie bywały zużytkowane, ale w ostatnich dniach hrabia począł je wyłącznie obracać na obeznawanie się z miejscowością.
Czynił to w celu, aby sobie upatrzeć dworek, któryby później dla własnego użytku mógł przerobić i wnim zamieszkać, oswajał się bowiem z myślą pozostania w Zakrzewie.
Ideałem jego był taki mały, ładny, schludny dworeczek z ogródkiem i staremi drzewami, na których w rezydencji wcale nie zbywało.
Mówiliśmy już, że w ciągu życia podkomorzynej namnożyło się tu gracjalistów, rezydentów, inwalidów, którzy wszyscy prawie mieścili się w pobudowanych dla nich chatkach. Hrabia szczerze niektórym z nich zazdrościł. Były dworki tak wdzięczne, czysto utrzymane, okwiecone, wyglądające na spokojne i szczęśliwe gniazda, że apetyt go brał zamieszkać.
Rzęcki, którego później rozpytywał o tych, do których należały, opowiadał mu o nich i okazywało się, że na żaden sposób nikogo z nich rugować się nie godziło.
W tych przechadzkach uderzył szczególniej hrabiego, w końcu lipowej alei stojący dworek większych rozmiarów, niby chata szwajcarska, otoczony z przodu staremi kasztanami, z tyłu mający ogród z ogromnych lip, topoli, świerków i klonów złożony. Otaczające go ogrodzenie wskazywało, że należący do niego ogród był rozleglejszy niż inne...