Strona:PL JI Kraszewski Wysokie progi from Kurjer Warszawski 1884 No 0179.jpg

Ta strona została skorygowana.

— Ale to tak, mówiło się, ludzie... coś słyszałem — rzekł. Życzę mu najlepiej, słowo daję. Nikomu źle a panu Ewarystowi lepiej niż innym.
— Więc, zdaje mi się — z pewnem wahaniem dodała Musia — ja nie wiem, ale mnie się zdaje, że on najlepiej sam powinien wiedzieć czego sobie życzy i co uważa za najkorzystniejsze.
I — rzekła ciszej, zawahawszy się trochę — i panu hrabiemu, to uczciwy taki człowiek jak on, może się przydać bardzo, na cóż się go pozbywać?
Adalbert rad, że się wszystko tak jakoś rozwiązało, głowę schylił i natychmiast zwrócił się do gołębi. Z żywością wielką począł badać sędziankę, która wcześniej przybyła, czy zaraz do niej przyleciały i jak się znajdowały przy żerze?
Musia też rada, iż, jak się jej zdawało, odwróciła niebezpieczeństwo, z ochotą rozgadała się obszernie o młodych, o nowoprzybyłych, o rozmieszczeniu ich i t. p.
Zajęcie ptactwem trwało tak długo, aż Rzecki, który starał się uwinąć jaknajżywiej, powrócił z oznajmieniem, że Leszczyc miał się cokolwiek lepiej, doktor nic nie widział już grożącego, ale zapowiadał długą rekonwalescencję i kazał się wystrzegać wszelkiego większego poruszenia, któreby recydywę sprowadzić mogło.
Szulce sam miał być dnia tego w Zakrzewie i widzieć się z panem hrabią.
Dnia tego zatruta niepokojem jakimś zabawa z gołębiami trwała krócej niż zwykle. Musia pierwsza, bardzo poruszona i nieumiejąca panować nad sobą, opuściła oranżerję i pobiegła do matki.
Sędzina jeszcze się zadumana rozsmakowywała w drugiej filiżance kawy, gdy Musia wpadła, nadzwyczaj roznamiętniona jakoś, do oficyny.
Matka odrazu poznała, że ją coś bardzo boleśnie dotknąć musiało, i zerwawszy się od stolika, chwyciła, ściskając ją i wołając rozpaczliwie:
— Dziecko moje, co tobie?
Musia przemówić nie mogła, rzuciła się na krzesło i przybrała postać nieszczęśliwej.
Tu zaznaczyć musimy, że między matką a córką co do Rzęckiego, do otwartego wynurzenia się z obu stron dotąd nie przyszło. Emma wiedziała, iż matce nie jest tajnem przywiązanie dawne i stałe do Rzęckiego, i że ona niebardzo chętnem widzi je okiem. Matka krzywiła się, ale sprzeciwiać otwarcie kochanemu dziecięciu nie chciała.
Często Musia sama zamykała jej usta. Stanowcze rozmówienie się w tym przedmiocie szło w przewłokę. Rozumiały się jednak dobrze, a równie córka pochlebiała sobie, że matkę zjedna, jak matka że Musie nawróci.
Z trudnością przychodziło jej teraz wytłumaczyć się przed sędziną, nie wiedziała od czego począć. Matka, im dłużej trwało milczenie, tem groźniejszem je sądząc, nalegała coraz żywiej.
— Ale mówże? trzymasz mnie jak na żarzących węglach? cóż się stało? Mów.... Jesteś cała pomięszana... Gdzie byłaś? u gołębi?
Musia główką potwierdziła to.
— Widziałaś hrabiego?
Na to sędzianka wykrzywiła usteczka, trudno z niej co dobyć było... bo rozważała jeszcze, o ile się przed matką mogła odkryć. Miłość dla Rzęckiego czyniła ją ostrożną. Zwolna przychodziła do siebie... Matka śledziła każdą zmianę jej twarzy, usiłując napróżno odgadnąć, co ją tak mocno poruszyło.
Musia tymczasem uspakajała się i chciała ukryć to czego doznała.
— Cóż to było? — mówiła sędzina, ciągle nalegając — czy hrabia micłby się źle znaleźć z tobą? Ale... to być nie może.
Córka ruszyła ramionami.
— Niech się mama nie trwoży — rzekła naostatek — nic się nie stało... tylko tego hrabiego prawdziwie często zrozumieć nie można...
— Mówił co?
— To się nie mnie tyczy — odparła Musia zadumana.
— A kogóż?...
— Przez jakieś dziwactwo... nie wiem... chciałby się ztąd pozbyć Rzęckiego.
Sędzina przybrała minę poważną.
— Musi mieć jakiś powód do tego — poczęła — a przyznam ci się, że nawet w interesie pana Ewarysta możnaby życzyć, aby na wsi tak nie próżnował, nie mając tu co do czynienia.
Ponieważ Musia spuściwszy oczy, nic nie odpowiadała, sędzina ciągnęła dalej.
— Jaka tu przyszłość dla niego? Hrabia dobrze mu życząc, zapewne pomyślał o tem, aby rozpoczął jakąś czynniejszą karjerę... Ja w tem zupełnie się z nim zgadzam... Rzęcki nie ma tu co robić.
Musia zacisnęła usta, wielkiemi oczyma wyraziście patrzyła na matkę, wstała z krzesła powoli, i nie mówiąc słowa wyszła do drugiego pokoju.
Nadto dobrze znała córkę sędzina, aby w tej chwili rozdrażnienia dalej rozmowę prowadzić o tem chciała... została więc w pierwszym pokoju, niezbyt zmartwiona tem co zaszło. Owszem rada była, że się rozwiązanie jakieś po jej myśli przybliżało. Musia mogła się wydąsać i wypłakać, a potem zwolna obyć z tą myślą, aby zamiast młokosa bez przyszłości wziąć hrabiego.
Lecz aby tego dopiąć, oddalić było koniecznie trzeba tego Rzęckiego...