Strona:PL JI Kraszewski Wysokie progi from Kurjer Warszawski 1884 No 0185.jpg

Ta strona została skorygowana.

— A ja com winien! — wybuchnął Leszczyc. — Choróbsko mnie powaliło jak kłodę, com się dźwignąć chciał, to gorzej jeszcze zapadałem. Doktor głupi, miał mnie siły dodawać to osłabiał temi lekami. Choroba już przeszła... teraz tylko sił brak!
Westchnął ciężko.
— Ja do was przyszłam ostrzedz i w waszym i w moim interesie — dodała Pardwowska. — Staraj się zwlec jaknajprędzej i u hrabiego odzyskać łaskę — a nie, to wszystko pójdzie licho wie jak...
— Niechaj idzie sobie na zgubne imie — przerwał Leszczyc. — Co ja dziś zrobić mogę? Wszystkom stracił, nie mam nic, nawet oblig podkomorzynej skradli mi.
— Ale hrabia może właśnie, gdy sobie go pozyskasz, tę stratę wynagrodzić. Z nim, kto umie, łatwo sobie poradzi. Wyście poczęli już, a teraz wasze miejsce zajął Rzęcki. O! ten młokos.
Leszczyc milczał zapatrzony w posadzkę.
— On wszystkim nam tu szyki pomięsza — mówiła dalej sędzina — ten intrygant słodziuchny i pochlebca. Hrabia bez niego się nie ruszy. Jeżeli waćpan rychło nie wstaniesz, a nie poradzisz co na to i nie podstawisz mu stołka...
— Co ja teraz mogę — odezwał się chory — u mnie i w głowie teraz pomięszało się wszystko. Kto wie jak hrabia przyjmie, miał on czas mnie oczernić i odmalować.
Mówili mi, że graf chodzi do Suchowskiego, ten także mi się przysłużył. Wszystko przepadło!
— A pewnie — odparła żywo sędzina. — Jak sobie powiesz, że niema co robić, ręce spuścisz, zwątpisz, przepadniesz, niema słowa. Ale taki człowiek jak wy, nie powinien się dać zjeść tak łatwo. Co to wy nie macie sposobów? Umieliście się przy podkomorzynie utrzymać, mimo Rzęckiego, potrafilibyście i teraz, aleście stracili ochotę i męstwo.
Leszczyc dumał.
— Tak, tak — zamruczał, nie podnosząc oczów — Rzęckiego się zbyć, na tem wszystko.
— Ja już próbowałam — rzekła sędzina — ale cóż ja, kobieta? na to potrzeba mężczyzny, któryby z nim mógł być ciągle. Widzę go dwa razy na dzień, a nie wszystko mu powiedzieć mogę.
Chory milczał, sędzina widząc, że trudno coś dobyć z niego, poczęła śmielej:
— Koniecznie się waćpan staraj podźwignąć, nie gnij tak w tem łóżku stękając. Byleś chciał, ja przekonana jestem, przyszedłbyś rychło do siebie i jeszczeby się może wszystko przerobić dało.
— Doktor winien — szepnął Leszczyc — on mnie temi lekarstwami wyniszczył, ale porzucę wszystko do kata. Każę się wysmarować spirytusem brzozowym... poprobuję... Gdybym cokolwiek wydobrzał, choć o kiju się wywlokę.
Trochę męstwa zdawało się mu przybywać, podniósł się i sparł na łokciu.
— Niech pani tam tymczasem stara się hrabiemu mnie przypominać — rzekł cicho. — Bylebym wstał, zakrzątnę się ja około Rzęckiego i chybabym nie żył, jeśli ja go ztąd nie wykurzę. Wiem ja rzeczy różne i jak je trzeba postawić... Znajdę i na Suchowskiego radę...
Wtem wysilony opadł na łóżko, tak się zmógł małym wysiłkiem.
Sędzina poczęła mu dodawać męstwa, lecz widok tego łazarza o którego stanie wprzódy wyobrażenia nie miała, mało teraz dawał jej nadzieji, aby na niego rachować można. Był to człowiek złamany moralnie więcej jeszcze na ciele, zrospaczony, który nawet czynnym być nie mogąc, nie obiecywał być panem siebie.
Pardwowska postawszy chwilę jeszcze, poczęła go żegnać.
— Życzę panu polepszenia — rzekła — i spodziewam się, że teraz prędko przyjdziesz do siebie, ale wzbudź w sobie męstwo, wszystko jeszcze da się naprawić.
Hrabia potrzebuje kogoś, kimby się ciągle posługiwał, zbyć się tylko Rzęckiego ztąd, a nikt mu się tak nie nada, jak wy...
Ale wstać trzeba co rychlej...
Nie odpowiedział już na to Leszczyc, który, rozważając co mu przyniosła Sędzina, zatopił się w jakichś rozmysłach i planach przyszłości.
Odwiedziny te nie pozostały bez skutku.
Nazajutrz Leszczyc na siłę się z łóżka podniósł, narzucił starą opończę na ramiona i o kiju po izbie chodzić zaczął. Starej gospodyni kazał warzyć krupnik po kilka razy na dzień podawać go sobie... Z szafki dobywał wódki i nalewki...