Strona:PL JI Kraszewski Wysokie progi from Kurjer Warszawski 1884 No 102a 2.jpg

Ta strona została skorygowana.

Złośliwi utrzymywali, że ów samozwaniec Leszczyc, był synem prostego chłopa — że gdzieś u Wilgów miał rodzinę — on zaś sam głośno się z tem chwalił i rozpowiadał dumnie o wielkiej prazepji szlacheckiej, wiódł się od Leszczyców jakichś, którzy gdzieś nawet tytuł mieli hrabiowski.
Pochwycony tom jakiegoś herbarza, służył Leszcycowi za podstawę jego genealogji. Ale ani wychowanie, ani twarz pospolita i brzydka, pochodzenia tego nie potwierdzały... Przebiegły, zręczny, pracowity —- choć się z tem zdradzał, że niewiele umiał, w praktyce życia, dawał sobie radę z wielkiem szczęściem i zabiegliwością.
W tych obowiązkach łowczego, czy głównego leśniczego, przebywsy już lat sporo w Zakrzewie, przy coraz lepszej pensji, podarkach i zyskach pokątnych, frymarcząc końmi, życie prowadząc bardzo oszczędne — utrzymywano, że pieniędzy musiał się dorobić znacznych... Nie zdradzał się jednak z niemi.
Rezydencja w Zakrzewie, z latami się coraz rozrastając — miała dla pomieszczenia mnogich oficjalistów liczne dworki i domki, w różnych stronach powznoszone. W ulicach prowadzących do pałacu stały one, ze swemi ogródkami, rzędami jedne przy drugich.
Leszczyc dawniej tu przybywszy, po starym leśniczym, objął mieszkanie w murowanej Baszcie, która niegdyś albo do nieistniejącego już zameczku należeć musiała, lub mogła być skarbczykiem czy Zbrojownią.
Był to budynek niewielki, w samym końcu ogrodu, na tak zwanych Wałach, wznoszący się nad przekopem.
Wały te porastały drzewa — i niegdyś zameczek może w pośrodku nich się mógł mieścić, ale dziś tu jedna tylko Baszta została. Ściany jej składały się z bardzo grubych murów, szczególniej u dołu, szkarpami silnie obwarowanych. Sklepiona piwnica, kilka izb na dole służących na skład narzędzi ogrodniczych i starego sprzętu, kilka izb sklepionych na piętrze, do który wschodki z zewnątrz przez galerję ze trzech stron otaczającą budowę, prowadziły — stanowiły całą Basztę, ukoronowaną łamanym dachem...
Wyglądała z daleka w środku drzew, bardzo malowniczo, ze swemi wąskiemi, jak strzelnica okienkami, głęboko w mur wpuszczonemi.
Kto inny by tu może z trudnością w tej pustce, zdaleka od ludzi, samotnie chciał zamieszkać — a Leszczyc wielce sobie basztę upodobał i trzymał się przy niej uparcie — choć podkomorzyna, chciała mu na skraju lasów porządny dwór nowy kazać postawić.
Stajnię dla koni miał przy folwarku, tu zaś stara gospodyni, na jedno oko ślepa Andruszkowa, i chłopiec sierotka Misiuk, składali cały dwór jego...
Dla siebie Leszczyc miał dwie tylko izby, z których jedna była dla przychodzących do niego przystępną, druga zawsze się na klucz zamykała, i do tej on tylko sam wchodził, zamieść w niej nawet nie pozwalając.
Z urządzenia mieszkania człowieka poznać było można. Oprócz łóżka wąskiego i twardego, które klasztorne przypominało, stolika przy niem, kilku stołków, a na ścianach strzelb i torb — nie było więcej nic. Przy drzwiach, na drewnianym stołku, bez poręczy, stała miska, a obok wisiał szary ręcznik na ścianie.
Uderzało tu nie jednego rzadkie w naszym kraju zjawisko, iż nad łóżkiem leśniczego nie było ani krzyża, ani obrazka, ani palmy, ni wianuszka, a w całem mieszkaniu żadnego znaku.
Na stole leżał kalendarz, do pisania przyrząd jaknajprostszy, pod stołem rzędem kilka par butów, którym snadź w drugiej izbie za wilgotnie było.
W nogach łóżka prawie, w murze wgłębione widać było drzwi kute do drugiej mniejszej izdebki, do której nikt nigdy nie zaglądał. Ciekawy Misiuk napróżno okiem przez dziurkę od klucza chciał zbadać tajemnice tej kryjówki — okazało się, że otwór z drugiej strony był zasłonięty.
Naprzeciw mieszkania była kuchenka a przy niej izba starej kucharki Andruszkowej, gdzie na piecu lub pod piecem, na swym barłogu sypiał Misiuk.
Myliłby się ktoby sądził, że ten dwór pana leśniczego, (alias łowczego, bo go dwojako zwano) lepiej był dla swego pana usposobiony od innych mieszkańców Zakrzewa.
Stara jednooka, pobożna Andruszkowa tak się nim brzydziła i nienawidziła jak inni, utrzymując, że Boga w sercu nie miał — ale ust otworzyć nie śmiała przed ladakim, bo się go obawiała mając za czarownika. Misiuk drżał na widok Leczyca i cierpieć go nie mógł. Z nimi Leszczyc obchodził się tak szorstko jak z innymi.