Strona:PL JI Kraszewski Wysokie progi from Kurjer Warszawski 1884 No 113a.jpg

Ta strona została skorygowana.

Pomrukując dał sobie włożyć nowszy surdut hrabia. Parolowi przykazał zostać w sypialni u łóżka, co mu było nie do smaku — i zmięszany wyszedł do salonu. Sokalski go, jak pod szupasem prowadził. Nie było rady.
W istocie ten książę Heliodor, który dla tytułu czuł się obowiązanym występować zawsze, jakby otoczony paludamentem — był cokolwiek próżny, trochę śmielszy, ale w gruncie dobre człeczysko.
Oszczędny, gospodarny — miał tylko tę jedną chorobę swego księstwa i krwi wielkiej, którą w sobie szanował, a ta mu nieraz ciążyła. Mało co wykształcony, bo szkół nawet niedokończył, gdy majątek obejmował — pozostał na wsi, bo mu tu księstwo było dźwigać łatwiej i mniej kosztowniej.
Nie żonaty — bo mu się jakoś nie udało ożenić po myśli — prowadził życie spokojne i jednostajne. Szlachta go Jaśnie Oświeconym tytułowała... było mu na tem dosyć.
Nadchodzącego skromnego hrabiego Adalberta, książę powitał szumną, na pamięć wyuczoną przemową, w której weneracją swą dla nieboszczki wyraziwszy, oświadczał, że się czuł w obowiązku spadkobiercy złożyć uszanowanie i t. d.
Hrabia wybełkotał jąkając się podziękowanie, zapewniając, że samby był służył pierwszy, gdyby nie rozmaite okoliczności...
Chociaż nie do rzeczy, książę mówił dużo, głośno, z pewną prozosepcją, z mimiką, z łatwością wielką, przerywając sobie — dla namysłu — to śmiechem, to kaszlem... chciał w tem wprawę okazać i rozmowa oszczędnie podsycana przez hrabiego, jako tako się potoczyła.
Główną jej treścią był nekrolog i wspomnienia zmarłej pani. Rozpływał się z pochwałami dla niej książę. Cieszył się petem z tego, iż Zakrzew, zamiast popaść w jakieś ręce niepewne... dostojnej rodzinie hrabiów Widawów przyszedł... W drzewie genealogicznem księcia dwakroć stały hrabianki tego imienia. To, obyczajem arystokratycznym upoważniało do zwania się kuzynami...
Hr Adalbert potniał, kłaniał się, dziękował i siedział jak na mękach.
Po półgodzinnej konwersacji, chociaż hrabia przez grzeczność usiłował gościa zatrzymać na obiad, — książę stanowczo oświadczył, że natrętnym być nie chce, powracać musi, a wstąpił tylko po drodze.
Zabierał się już żegnać i hrabia oddychał, gdy drzwi salonu z trzaskiem się otworzyły i — przebojem prawie wpadła wystrojona sędzina Pardwowska z córką.
Wielkim a niskim, pełnym uszanowania dygiem powitawszy naprzód hrabiego — zwróciła się uśmiechając się do księcia — i — in medias res od razu wkroczyła — wołając.
— Skorzystałam z bytności księcia Heljodora, który mnie tu spotykał ciągle przy nieboszczce podkomorzynie, aby on był łaskaw mnie panu hrabiemu przedstawić i poświadczyć jakie miejsce u jej boku i w jej sercu zajmowałam...
Książę, który już się był pożegnał, zamruczał tylko coś niewyraźnego, wielce zakłopotany i natychmiast się ku drzwiom zrejterował, a że hrabia go przeprowadzać musiał — została wiec Pardwowska z córką wśród salonu — w dosyć nieprzykładnem położeniu.
Mówiliśmy, że i ona i córka były już ustrojone tak, jak, jak do przedstawienia się hrabiemu uznały za właściwe...
Musia szczególniej, śliczna laleczka, pieszczotka matki, która wiedziała, że jest piękną, bo jej to sędzina codzień wielokroć powtarzała — i lubiła się stroić — wystąpiła świetnie i była w istocie w całym blasku rozkwitającego pączka — porywającego oczy. Jej wesołego humoru nic nie mogło zachmurzyć, hrabia nie wydał się bynajmniej strasznym, ale sędzina cała była z gniewu rozpłomieniona na księcia, który nie raczył ani chwilki poświęcić, dla polecenia jej hrabiemu. Stała jeszcze nadąsana wśród salonu, gdy gospodarz powrócił z sieni i grzecznie siedzieć ją poprosił.
Pardwowska ochłonąwszy nieco, zaczęła się dopiero przypatrywać hrabiemu, którego sobie wcale inaczej wyobrażała.
Wydał się jej takim jakimś prostym człowiekiem tak pospolitą kreaturą, iż wszystko to, z czem przygotowaną była wystąpić przed nim, wydało się jej teraz niestosownem. Puściła więc językowi wodze — na zgubne imie.
— Niech się pan hrabia nie dziwi i nie gniewa — rzekła, że my go tu tak napadamy. Popsuło nas serce podkomorzynej, która była dobrodziejką dla całej rodziny — a my się do najbliższej liczymy.
Tu Pardwowska szybko bardzo wyrecytowała genealogję całą, z której hrabia nic a nic nie pochwycił.
— Byliśmy niegdyś bardzo zamożni — dodała — nieszczęśliwy skład okoliczności...
Tu nastąpiła powieść historyczna o wielkości i upadku Pardwowskich, na których się losy spiknęły.