Strona:PL JI Kraszewski Wysokie progi from Kurjer Warszawski 1884 No 147a.jpg

Ta strona została skorygowana.

Co się w czasie tych przygotowań do emancypacji, wcale Adalbertowi nie pożądanej działo z nim i w nim, trudno było odgadnąć. Spoglądał, starał się zrozumieć położenie.. a gdy mu się to nie udało, zdawał losy swe całe opiekunowi, w którego wierzył, jak w ewangelją...
— Albin będzie wiedział co robić!!
Sokalski, choć teraz przy dawnym panu więcej przesiadywał niż przy tym, któremu był dodany, nie zaniedbywał go całkiem.
Wpajał w niego zawczasu jak miał sobie postępować, kogo unikać, komu ufać i czego się wystrzegać.
Uczeń słuchał pilno, bawiąc się z Parolem — ale o ile z nauk korzystał — trudno było zgadnąć.
Zabiegi Leszczyna, starającego się przypodobać, stać niezbędnym dziedzicowi i opanować go — nie uszły baczności Sokalskiego, który codzień ostrzegał hrabiego, aby mu nie ufał i nie bardzo do siebie przypuszczał...
Adalbert głową dawał znaki uspakajające...
Była to zaprawdę, przy swej prostocie i zardzewieniu, natura osobliwa, sui generis. Dla wszystkich uprzejmy, instynkt w poznawaniu ludzi miał nieomylny... Nie wiedział dlaczego, jego, zupełnie tak jak Parola, jedni ku sobie pociągnęli, drudzy obawę wzbudzali i nieufność...
W Zakrzewie też, w tych co go tu otaczali orjentował się doskonale, nikogo nie zrażał — ale nie dawał się oplątać nikomu.
Z pewnym rodzajom chytrości, którą sobie sam wyrzucał, Adalbert postępował z łowczym Leszczycem, bo go zużytkowywał do gołębi, a miał ku niemu odrazę może większą niż Sokalski.
Z sędzinej śmiał się, Musię lubił, Rzęcki mu był sympatyczny, a proboszcza wenerował.
Przy całej swej dobroduszności — hrabia miał to oko, dane niewielu, które niby nie patrzy, a widzi wszystko i nic mu nie ujdzie...
Wielu z tych przymiotów ani hrabia Albin ani Sokalski nie umieli nietylko ocenić, ale dopatrzeć nawet, dlatego, że one się w słowach nie umiały objawić — ale w czynach.
Adalbert mówił mało. Miano go za daleko nieudolniejszego niż był, a bezinteresowność, którą on uważał za najwyższą mądrość — w oczach hr. Albina piętnowała go głupotą...
Zbliżał się dzień odjazdu hrabiego... Jednego dnia gospodarz, który tu na gościa wyglądał — przez Sokolskiego został zaproszony na kawę do hr. Albina.
Każde takie we cztery oczy posłuchanie u jego ekscelencji wiele go kosztowało. Nawykł był do ślepego powodowania się i posłuszeństwa i do lekceważenia. Oprócz tego Parola z sobą brać nie mógł, bo hrabia psów nie lubił.
Poszedł posłuszny, nie bez bicia serca i obawy.
W przepysznym szlafroku, świeżo przez Sokalskiego ogolony, mimo wieku wyglądający młodo, ze swą fizjognomją dyplomaty i wielkiego pana przywitał Adalberta czulej niż zwykle.
— Siadaj mój drogi Adalbercie — odezwał się Albin — przed odjazdem chciałem się z tobą rozmówić ostatecznie. Wiesz jak ja ci dobrze życzę... Com mógł robiłem dla ciebie zawsze od dzieciństwa, nie dając ci się zwalać. Nie mogłem dać fortuny, dałem skromne utrzymanie. Los podjął się za mnie twoją poczciwość wynagrodzić. Jesteś naturalnie panem swej woli, ale ja, jak byłem opiekunem, tak czuję się w obowiązku być ci pomocą.
Mój Adalbercie — widzę, ze smutkiem, że świetnego twego położenia nie umiesz ocenić... że nie masz ochoty z niego korzystać...
— Nieumiem — odparł po cichu hrabia. Trudno się na starość odmienić. Ciąży mi to więcej niż cieszy.
Albin śmiał się.
— Oswoisz się z czasem, dodał — ale zlituj się powiedz sobie, że hrabią i panem jesteś, i musisz być...
— A jeśli testament się znajdzie? — odparł Adalbert.
— Nie może się znaleźć! Co za uparte dziwactwo — zakrzyknął Albin. Masz dowody, że został zniszczony. Trudno pojąć kto to uczynił — ale — stało się. Jesteś panom hrabią — i trzeba to sobie powiedzieć...
— Sameś mnie wychował — cicho odezwał się Adalbert, wiesz ile mi braknie, abym się przyzwoicie mógł pokazać w salonie... Nie wiem, na którą stąpić nogę!!
— Nauczysz się — zawołał, mówić mu nie dając opiekun... Co nie uniknione, to dźwignąć trzeba i starać się znosić jaknajlepiej...
Będziesz zawsze wyglądał trochę ekscentrycznie, ale — atawizm się odezwie, zobaczysz — dasz sobie radę. Ja chciałem tylko pozostawić ci niektóre wskazówki.
Adalbert widząc, że opozycja nie pomoże — podniósł głowę — słuchał uważnie.
— Sokalskiego nieoszacowanego — rozumnego, poczciwego mentora, mówił dalej Albin — na nieszczęście nie mogę ci pożyczyć na dłużej... Jest mi nieodbicie w Wiedniu potrzebny, we Lwowie, wszędzie, gdzie się ruszę... Muszę go zabrać.
(Między nawiasami, przypominam, abyś mu z kasy wyasygnował... podarek, i wręczył go osobiście).