Strona:PL JI Kraszewski Wysokie progi from Kurjer Warszawski 1884 No 175b 1.jpg

Ta strona została skorygowana.

Zagrożony tak hr. Adalbert, biorąc to wpół za żart, uśmiechał się i nie sprzeciwiał napróżno, wielkiej do tego nie przywiązując wagi. Sędzina też za pierwszym szturmem nie spodziewała się wyłomu uczynić i rozpocząwszy tak szczególną kampanię przeciwko staremu kawalerstwu, postanowiła następnych dni przy każdej sposobności ciągnąć ją dalej. Nieznacznie chciała doprowadzić do tego, aby się nareszcie domyślił, że własną swą ukochaną Musię gotowa była mu ofiarować.
Napady więc powtarzały się dni następnych, przy każdem niemal spotkaniu, ale zamiast wywrzeć skutek spodziewany, gdy hrabia się z niemi oswoił, już go znajdowały obojętnym. Słuchał nie poruszając się, często nie odpowiadając.
Naówczas sędzina, sądząc go dostatecznie przygotowanym, zamierzyła usunąć przeszkodę największą. Według niej hrabia nie mógł nigdy wpaść na szczęśliwą myśl starania się o Musię, dopóki ją widział zajętą Rzęckim, a jego nią. Potrzeba było pana Ewarysta bądźcobądź ztąd usunąć.
Tu zadanie znacznie się stawało trudniejszem, ale dla serca matki, dbałej o los córki, dla takiej czynnej kobieciny jak sędzina im co trudniejszem się wydaje, tem pobudza silniej do zajęcia, dodaje odwagi. Pardwowska dzień i noc myśląc o tem, bardzo umiejętnie porozstawiała swe strategiczne sieci.
— Chce czy nie — mówiła sobie codzień — ja go z Musią ożenić muszę!!




— Proszę kochanego pana hrabiego — mówiła jednego z dni następnych sędzina do Adalberta, spoufalając się z nim coraz hardziej. — Hrabia, który masz tak złote serce, prawdziwie! powinienbyś pomyśleć o losie tego dobrego ale trochę rozpróżnowanego chłopaka... mówię o Rzęckim.
Zawsze to powtarzałam nieboszczce podkomorzynie, że jego tu w Zakrzewie, tak, bez stałego zatrudnienia nie godzi się trzymać i należy mu pomódz do karjery, ale nie dać mu zgnuśnieć na wsi. Chłopiec lata próżnuje, bawi się, nic nie robi, i, proszę hrabiego, co za przyszłość?
Słowo daje, mnie go żal.
— A, a, cóż z nim robić? — spytał hrabia naiwnie.
— Ja nie wiem — mówiła sędzina — tylko czuję, że dla niego tu nie miejsce. Mógłby się uczyć jeszcze, albo gdzie uplasować się przy fabryce lub tym podobnie. Cóż on tu wysiedzi? Oficjalista — nie oficjalista... nie zajmuje się stale niczem.
Szkoda chłopca!
Hrabiego uderzył ten pogląd nowy na przyszłość Rzęckiego, który nie był bez pewnej podstawy.
— Naprzykład — rzekł — cóżby mu wybrać? On mi jakoś nigdy nie wspomniał, żeby w sobie czuł jakie powołanie.
— Otóż to właśnie źle — przerwała Pardwowska. — Marnuje się tak bezczynnie. Nieboszczka była dla niego zbyt powolną, używała go różnie, do małych posług, zresztą polował, konie najeżdżał, no i w salonie gawędził... Od młodości tak na rezydenta rosnąć, to prawdziwie żal bierze patrząc.
— Przyznam się pani sędzinie — odezwał się hrabia, powoli cedząc wyrazy. — Mnie te konsyderacje na myśl nie przyszły, ale jest racja.
— Nieprawdaż? — szepnęła Pardwowska. — Mówię to z dobrego serca, bo chłopiec poczciwy i zasługuje na to, żeby się nie zwalał marnie... no, i czas jeszcze...
Zamyślony hrabia głową pokręcał... Wyjścia z tego problematu nie widział...
— Pani znajduje? — spytał, chcąc się czegoś stanowczego dowiedzieć.
— Ja tylko znajduję, że należałoby go pchnąć gdzieś ztąd — mówiła sędzina. — Hrabia byś mu trochę mógł dopomódz na początek...
Adalbert głową dał znak, że chętnieby to nawet uczynił.
— Powiedz mi pani szczerze — przerwał — może on sobie tego życzy?... Mówił co pani o tem?
— A! nic! nic! — zawołała sędzina — od niego o tem nic nie wiem, ale jabym mu tego życzyła...
A może — dodała oczy spuszczając — mam do tego pewne... blisko mnie obchodzące pobudki.
— Hę? — odezwał się hrabia, pochylając się ciekawie.
— Nie potrzebuję się z tem kryć przed panem hrabią — mówiła dalej sędzina. — Idzie mi o córkę. Chłopak młody, Musia ładna, nie ma dziwu, że mu głowę nie chcąc i nie myśląc o tem, zawróciła, a z tego nic być nie może... Musia... dla Musi on jest zupełnie obojętnym... zupełnie!
Hrabia aż się wyprostował.
— Proszę! — odparł — ale czyż to może być? a ja byłbym przysiągł...
Sędzina mówić mu nie dała.
— Dziewczę wesołe, trzpiot, grzeczne dla wszystkich, ale ja to wiem najlepiej, że on jej jest obojętnym. Bawi ją, nie więcej.
Potem ja nigdy w świecie bym za niego nie wydała mojej córki.
— Dlaczego? — zapytał hrabia.
— Pozwól mi się pan nie tłumaczyć — żwawo ciągnęła dalej Pardwowska. — Musia go nie kocha, a ja mam moje powody, dla których w żadnym razie...
Potrząsnęła głową.
— Ale, nigdy w świecie — mówiła — dla Musi człowieka dojrzałego, a przytem zamożne-