Strona:PL JI Kraszewski Wysokie progi from Kurjer Warszawski 1884 No 175b 2.jpg

Ta strona została skorygowana.

go. Za młokosa nie mającego majątku nigdy w świecie...
Zżymała się sędzina i zdawała samą myśl z oburzeniem odtrącać.
Hrabia, który ich oboje widywał nieraz z sobą w najlepszej komitywie, nie mógł się oswoić z tą myślą, aby byli dla siebie obojętnymi, szczególniej Musia.
Siedzieli czas jakiś naprzeciw siebie milczący, Pardwowska, nie doczekawszy się odpowiedzi, puściła się dalej:
— Niech mi hrabia wierzy — mówiła — ja córkę moją znam lepiej niż ktokolwiekbądż, każdą jej myśl odgaduję. Musia także troszczy się losem Rzęckiego, ale i onaby rada była, ażeby sobie nią głowy nie zawracał, a zajął się pracą i myślał o przyszłości.
Z tego tematu, warjując go na różny sposób, sędzina długo przygrywała słuchającemu jej hrabiemu, aż nareszcie przybycie doktora Szulca uwolniło Adalberta od nieco już powtarzających się i nudnych argumentów w sprawie Rzęckiego.
Nazajutrz hrabia, wyszedłszy rano, szczęśliwym trafem spotkał się z Ewarystem w ulicy ogrodu i skinął na niego aby się zbliżył.
Sztuki naprowadzania zręcznego rozmowy na przedmiot dany hrabia nie posiadał wcale; kłopotał się nieraz niezmiernie jak przystąpić do drażliwego zadania, ale najczęściej szedł prosto z mostu...
— Słuchaj no, panie Ewaryście — rzekł — co chciałem mówić? Przyszło mi na myśl, co też waćpan z sobą myślisz na przyszłość? Wybrałeś jakie powołanie?
— Ja? — zapytał Rzęcki zdumiony bardzo — ja? Za życia nieboszczki podkomorzynej słuchałem jej rozkazów, woli swej nie miałem... a teraz nie wiem doprawdy cobym miał począć, nie namyśliłem się jeszcze.
— Ja bo to tylko dlatego o tem mówię — dodał hrabia — że waćpanu dobrze życzę, i gdybyś chciał abym ci do czego dopomógł?... chętnie.
P. Ewaryst przyszedł go w ramię pocałować, ale się trochę uląkł. Wyglądało to, jakby się go ztąd pozbyć chciano, a oddalić się od Musi było dla niego największem nieszczęściem, jakie go spotkać mogło. Posmutniał widocznie.
— Czy ja tu panu hrabiemu zawadzam? — szepnął nieśmiało.
— Ale, uchowaj Boże — prędko rzekł Adalbert. — Waćpan mi tu jesteś i miły i potrzebny, tylko ja nie chcę znowu być egoista.
Wolnemi krokami szli oba razem ku oranżerji i nowemu gołębnikowi, zkąd już głosik śmiejącej się Musi ich dochodził.
Musia, nie przeczuwająca wcale jaki ją spisek otaczał i groził jej, bardzo szczęśliwo zobaczyła razem przybywających, Rzęckiego i hrabiego, których rada była widzieć w jaknajlepszej zgodzie z sobą.
Adalbert przywitał ją jak zwykle, a Parol wyprzedził jeszcze, łasząc się i podskakując ku dziewczęciu, tak że nawet gołębie popłoszył i dostał rozkaz.
— Do nogi!
Spuściwszy ogon, pies posłuszny i zawstydzony cofnął się natychmiast.
Przez chwilę gołębie zajęły wszystkich przeważnie, oprócz Ewarysta, który stał smutny, ważąc w sobie co mogło znaczyć to wystąpienie hrabiego i jaki był powód jego.
Myśl sama przymusowego oddalenia się z Zakrzewia okrutnie go już bolała. Hrabia czy przypadkiem czy umyślnie, przypomniał sobie Leszczyca chorego i rzekł:
— Mój panie Rzęcki, bądź łaskaw, dowiedz się proszę do baszty, co się tam z tym biedakiem dzieje? Lepiej, gorzej?
Posłuszny p. Ewaryst, rzuciwszy tylko okiem na Musię, która mu się uśmiechnęła, pobiegł szybkim krokiem ka wałom, aby co najprędziej powrócić.
Hrabia tymczasem przekonany, że sędzina, jak upewniła, działała w myśl i wedle życzenia córki, gdy zobaczył, że Rzęcki się oddalił, skinął ku Musi.
— Nieprawdaż? — spytał — możeby lepiej było, aby pojechał gdzieś i myślał o jakiejś przyszłej karjerze?
Musia nie zrozumiała z początku.
— Kto? — zapytała.
Hrabia wskazał za oddalającym się i skinął głową.
Sędzianka stała, nie wiedząc sama co odpowiedzieć. Zwolna piękne, gładziuchne czoło marszczyć się zaczynało.
— Hrabia chcesz się go ztąd pozbyć? — spytała smutnie — czyż zawinił co? czy się naprzykrzył?
Łzy poczynały się jej kręcić w oczach.
— Broń Boże! — zawołał hrabia — ale ja sądziłem... mówiono mi... domyślałem się (nie śmiał jeszcze wymienić sędzinej), że wszyscy sobie tego życzyli.
Wszyscy — tak wyraźnie znaczyło, iż Musia była z nimi, że dziewczę cofnęło się aż łamiąc rączki.
— Wszyscy! wszyscy! — powtórzyła — ale któż wszyscy. On?
— Nie, zdaje mi się, że on o tem nie myślał... lecz...
— A pan hrabia? — przerwała Musia.
— Ja także?
— Więc któż? — żywo przerwała sędzianka.
Hrabia znalazł się w położeniu nader trudnem, spostrzegł, że postąpił nieostrożnie i że nie potrafi się wytłumaczyć, chyba składając to na sędzinę. Niebardzo znowu życzył sobie zbyt się o tem rozgadywać z Musią. Zakłopotany dumał jak się wywiąże, gdy dziewczę niespokojnie dorzuciło:
— Któż tę myśl podciął hrabiemu?
Adalbert teraz stanowczo już sędzinej postanowił nie zdradzać...