Strona:PL JI Kraszewski Wysokie progi from Kurjer Warszawski 1884 No 181a 1.jpg

Ta strona została skorygowana.

— Nie bierz pan mojej przyjacielskiej rady tak tragicznie — przerwała Pardwowska. — Chłodno! chłodno!
Z Musią — powtarzam panu — o ożenieniu nie powinieneś marzyć. Cóż to za przyszłość dla obojga? Ona test uboga, waćpan nie masz nic, godziż się uczciwemu człowiekowi, korzystając z chwilowej sympatji niedoświadczonego dziewczęcia, całą przyszłość jej poświęcać kazać dla siebie.
Ewaryst drżący nie umiał jeszcze odpowiedzieć, a cóż mógł odeprzeć matce, która przemawiała w sprawie dziecięcia.
— Niech mi pani pozwoli — odezwał się po namyśle — rzucić jedno pytanie. Czy pani w istocie jest tak pewną, że hrabia ma zamiary? Ja jestem z nim dobrze, patrzę na niego z uwagą wielką, nic podobnego nie dostrzegłem.
— Boś ślepy! — odparła sędzina — bo waćpana niedorzeczna ta miłość dla Musi głuchym czyni i niewidomym... Przecież ja mam dosyć doświadczenia, a opieram się na pewnych nietylko domysłach, ale faktach.
— Możesz mi pani wierzyć — rzekł smutnie Rzęcki, oczów nie podnosząc, że żadna ofiara z mojej strony dla szczęścia panny Emmy nie będzie nie możebną. Dałbym dla niej życie, dla jej szczęścia chętnie poświęcę moje, lecz na Boga, pani sędzino, czy to jest szczęście??
— Sąd o tem możesz pan matce, a naostatek samej Musi zostawić — odpowiedziała Pardwowska. — Pan jesteś młody, nieznasz świata ani życia, nie wiesz co to jest cały długi żywot w tym stanie, który nie jest ani nędzą, ani dostatkiem, a ciągłą męczarnią, nienasyconych potrzeb i pragnień. Chciałabym Musi oszczędzić tego co sama doznałam... Los się zlitował nad nami, może nam zapewnić spokojną, świetną przyszłość... Powiedz mi pan, czy mógłbyś żyć z tą myślą, żeś nam do szczęścia zagrodził drogę.
Musia młoda... główka jej łatwo się słówkami poetycznemi zawrócić może, ale korzystać z tego byłoby to tak samo, jak z człowiekiem upojonym wchodzić w targi...
Mam pana za nadto uczciwego...
To przemówienie do serca Rzęckiego trafiło, podniósł głowę.
— Możesz pani być pewną — odezwał się — że z mojej strony, wszystko, wszystko co tylko poświęcenem być może złożę chętnie w ofierze dla panny Emmy.
Prosić mnie o to nie potrzebujesz pani, dosyć było otworzyć mi oczy. Oddalę się.
Sędzinie twarz cała błysnęła radością, rzuciła się wyciągając rękę ku niemu.
— Kochany panie Ewaryście — zawołała z zapałem. — Ja nigdy o nim nie wątpiłam. Jesteś poczciwym, jesteś szlachetnym. Bóg ci będzie błogosławił...
Rzęcki dosyć niezgrabnie skłonił się Pardwowskiej i, niechcąc tej bolesnej przedłużać rozmowy, natychmiast się oddalił.
Sędzina go podziękowaniami wstrzymać nie mogła. Szybkim krokiem, porzuciwszy ją wśród szpaleru, począł iść, nieprzytomny, zburzony, ku wałom...
Tryumfowała matka, ale nie dosyć się obrachowawszy.
Musia była na czatach. Niebytność Ewarysta przy gołębiach, u których się zwykle schodzili, tak ją niepokoiła, iż hrabiego zostawując z niemi, wymknęła się wcześnie i instynktowo biegnąc ku oficynom, w końcu rozmowy matki z Rzęckim znalazła się za zieloną ścianą szpaleru, tak że niepostrzeżona, wszystko podsłuchać mogła.
Twarzyczka jej płonęła rumieńcami i bladła, wzrok piorunujący rzucała na matkę, rączki jej szarpały wstążki kapelusika, który w ręku trzymała.
Gdy Ewaryst pożegnał Sędzinę, i poszedł w głąb’ ogrodu, Musia, rzuciwszy okiem na matkę, ścieżynką boczną, dobrze sobie znajomą, w ślad pobiegła za nim.
Szedł, a raczej uciekał od Pardwowskiej, tak prędko, że trudno jej było go dogonić. Nareszcie syknąć musiała aby się zatrzymał.
Głos ten poznał Rzęcki, stanął. Musia przedarła się przez gałęzie drzew i cała zadyszana zjawiła się przed nim.
Tuż była altana i ławka, padła na nią czoło cisnąc dłonią i miejsce obok siebie wskazując Ewarystowi, który wahał się chwilę, czy po przyrzeczeniu uczynionem sędzinie, godziło mu się sam na sa sam widzieć i mówić z tą, której sumienie rozkazywało unikać.
Nakazujący ruch rączki, zmusił go usiąść przy niej.
Na twarzyczce dziewczęcia malowało się nad wiek silniejsze postanowienie i wola niezłamana.
Zwróciła milcząc oczy ku niemu.
— Panie Ewaryście — poczęła wzruszona — uknuto spisek przeciwko nam, przeciw mnie. Mama, chce wydać córkę za pana hrabiego, który wcale o niej nie myśli...
Pan musisz być moim sprzymierzeńcem, aby to nieszczęście mnie nie spotkało. Ja wcale sobie nie życzę wyjść za hrabiego, choćby nie jeden, ale trzy miał Zakrzewy, nie życzę sobie być hrabiną, nie chcę być ofiarą, nie pragnę bogactw, rozumiesz mnie pan...
Mama to inaczej pojmuje, z nią się sprzeczać nie