Strona:PL JI Kraszewski Wysokie progi from Kurjer Warszawski 1884 No 184a 2.jpg

Ta strona została skorygowana.

Hrabia przyjął ją, a szczególniej Musię nadzwyczaj uprzejmie i widocznie uradowany. Sędziną przyznawała się do tego, że zatęskniła za panem hrabią, a Adalbert jak dziecko otwarty powiedział toż samo Musi...
Szczęściem, iż matka nie słyszała, a sędzianka jej tego nie myślała powtórzyć. Zarumieniła się, strwożyła i obróciła w żarty.
Sędzinę uderzyło od razu ile Rzęcki przez ten czas pozyskał, jak się spoufalił, jaką miał władzę, jak teraz wszyscy przed nim stawali wyczekując rozkazów.
Spostrzegła teraz dopiero, iż błąd popełniła wielki, nawet na krótko uchodząc z placu. Zgryzła się tem mocno, lecz ją to wcale nie zraziło i nie zniechęciło i do dalszego wykonania raz osnutego planu...
Rzęckiemu przy pierwszem spotkaniu dała uczuć złośliwie, iż nie uszło jej oka, jakie uczynił postępy... Cały gniew i oburzenie zwróciły się przeciwko niemu. Uczuła niemal nienawiść dla tego człowieka, który wszystkie jej plany niweczył i krzyżował. Nie umiała nawet utaić tego przed córką.
Szukając po głowie nowych środków działania przeciw Rzęckiemu, Pardwowska nie znalazła nic na teraz właściwszem nad poduszczenie przeciwko niemu Leszczyca.
Byli to jawni nieprzyjaciele, łowczy powinienby w jakikolwiek sposób pozbyć się togo współzawodnika...
Rano, gdy Musia według dawnego zwyczaju poiegła dać dzi eń dobry hrabiemu i Ewarystowi przy gołębiach, sędzina wymknęła się z oficyny i niepostrzeżona pośpieszyła do Baszty...
Powiedziano jej we dworze, iż Leszczyc miał się lepiej, spodziewała się więc znaleźć go już na nogach i w ruchu. Tymczasem właśnie po nowej próbie jarzębinówki i słoniny, leśniczy zapadł gorzej i od dni dwóch z łóżka nie wstawał.
Misiak z początku nie chciał wpuścić sędzinej, ale mimo niego i baby, gwałtem się wdarła do chorego.
Leżał na tym swoim barłogu, który litość hrabiego cokolwiek przysłoniła parawanami z pałacu przyniesionemi, a gdy usłyszawszy wchodzącą podniósł głowę, sędzina się przestraszyła twarzy żółtej i jakby już z trumny powstającej... Chorobą nie starła z niej wyrazu złośliwego i chytrego, zwiększyła go tylko zniecierpliwieniem bezsilnem...
Nadąsany podniósł obnażoną szyję i piersi zabierając się łajać natręta, gdy niespodzianie sędzinę zobaczywszy, opadł na łoże mrucząc zmięszany. Wstyd mu było może i tego nędznego mieszkania i zaniedbania, które go otaczało. Nieład i skąpstwo widać było w odzieży starej, pomiętej, poszarpanej i sprzętach, które koło niego stały.
Ze zmarszczonemi brwiami, zanurzywszy głowę w poduszkę zbrukaną w czasie choroby, czekał ukazania się sędzinej, która zbliżała się z jakimś wstrętem i obawą. Inaczej bowiem znaleźć się go spodziewała.
Leszczyc szedł za nią niespokojnemi oczyma. Stanęła w pewnej odległości od łóżka.
— Przysyłam was odwiedzić — odezwała się. — Chorujecie już od tak dawna. Sądziłam że znajdę was lepiej.
Potrząsnął głową, łyskając oczyma strsznemi.
— Przepadło wszystko — począł mruczeć jakby sam do siebie — choćby teraz i człowiek przepadł, nie ma po co żyć! niema po co?
— Tegom się nie spodziewała, żebyś waćpan dla jakiejś tam straty, tak miał desperować, żeby się aż życia odechciało.
— Jakiejś straty? — podchwycił gwałtownie Leszczyc — albo pani wie co ja straciłem, wszystko! wszystko...
Ręką chudą powiódł po gardle.
— Zarznęli mnie! zarznęli!
Pardwowski zmięszana patrzyła na niego.
— Waćpan powinieneś był zamiast się tak poddać — rzekła — szukać jakiegoś ratunku, radzić sobie. Mało to razy człowiek w życiu traci tak wszystko i na nowo musi się począć dorabiać. Waćpan tu miałeś pole, hrabia był dla niego dobrze usposobiony, a przez tę chorobę zaniedbałeś go, no i Rzęcki teraz u niego jedno oko w głowie... prawa ręka, faworyt, wszystko...
Zżymnęła się sędzina.
Leszczycowi zachrzęszczało w piersi i oczy mu zaświeciły, a usta się poruszać zaczęły.
— Gagatek ten! łotr... — zawołał głosem stłumionym.
— Temu wszystkiemu wy winniście — ciągnęła dalej sędzina — nie trzeba się było poddawać, gdybyś był przy hrabi do tegoby nie przyszło.