Strona:PL JI Kraszewski Wysokie progi from Kurjer Warszawski 1884 No 191a.jpg

Ta strona została skorygowana.

Na hrabiego spoglądano różnie, w ogóle jednak znać było w obejściu się z nim ludzi, tę różnicę, jaką czyni zawsze stracona lub nabyta siła. Nie okazywano mu już tak wielkiego uszanowania i Parol stracił przyjaciół i pochlebców, jakich miał dotąd. Ale ani on, ani hrabia nie zdawali się wcale tem dotknięci.
Hrabia uśmiechał się i nieznacznie poruszał ramionami, widząc jak ci co mu się do ziemi kłaniali i biegli na jego zawołanie, teraz unikali go, chowali się i zachowywali z dziwną obojętnością. Sprawiało mu to jakąś satysfakcję, bo potwierdzało wewnętrzne przekonanie, że w ogóle ludzie tylko sile pokłony biją, czy ona jest workiem czy kułakiem.
Szło tedy wszystko w Zakrzewie swoim porządkiem, tylko niecierpliwość interesowanych rosła, a hrabia się swobodnie mógł przechadzać w ulicy z Parolem i prowadzić z nim rozmowy... które teraz zwracały się ciągle ku Brodnicy.
— A co? Parol? pojedziemy sobie do Brodnicy? hę?...
Tymczasem zapowiadany urząd nie przybywał, tylko — nowa niespodzianka... Przysłano z powiatu aby aresztować i pod szubpasem przyprowadzić Leszczca... ale tego nie było ni wieści ni śladu.
Jeden Rzęcki mógł się domyślać przyczyny, lecz milczał dyskretnie.
Myliłby się, ktoby sądził, że Adalbert dla nadziei wyzwolenia zapomniał o gołębiach. Wcale nie, zrana o zwykłej godzinie szedł do nich, tylko nie spodziewał już może zastać ani Musi, ani Rzęckiego.
Pociechą dla niego było wielką, gdy ujrzał najprzód Ewarysta przybywającego z ręką na temblaku, a za nim (dla niego czy dla gołębi?) Musię krórej obejście się z hrabią wcale się nie zmieniło.
Adalbert był teraz nierównie śmielszy niż wprzódy. Przywitawszy miluchne dziewczę, wpatrzył się w nią długo i smutnie.
— A co? panno sędzianko? — odezwał się — a co? co się teraz z naszemi gołębiami stanie? bo że ja zaraz po odczytaniu testamentu moje węzełki zbiorę i ruszę, to pewna... A oprócz gołębi — dodał — spodziewałem się tu doczekać wesela, no! i nieudało się. Sami musicie już o tem myśleć!
— Kto? z kim? — spytała rumieniąc się Musia.
— A! — rozśmiał się poczciwiec — przecież się panna sędzianka domyśla, że ja ją chciałem wyswatać...
Obejrzał się ku Rzęckiemu, który stał zmięszany i smutny.
— Teraz już ja tu niczem nie rozporządzam — westchnął stary — mnie z tem lepiej, ale żal żem nie mógł wam usłużyć. Z serca bym był rad temu. Na cudze szczęście patrząc, to doprawdy stanie czasem za własne.
Pierwszy raz tak się spoufaliła z nim sędzianka, że przybiegła, pochyliła się i pocałowała go w ramię, co niemal hrabiego przestraszyło. Chwycił całować jej ręce i łzy mu stanęły w oczach.
Jeszcze we troje tak zabawiali się z gołębiami, gdy Biedroń nadbiegł dać znać, iż familja wezwana przez urząd, do wysłuchania rozporządzenia testamentowego, zjeżdżać się zaczynała.
Ale hrabia niemiał już teraz obowiązku przyjmowania jej, ruszył ramionami i nieprzyśpieszył powrotu do pałacu.
Musia uciekła do matki, a hrabia później z Rzęckim powoli skierował się ku pałacowi.
W sali było już pełno i gwarno, ale ci co dawniej nadzwyczaj uniżenie zabiegali drogę Adalbertowi, wcale teraz nie śpieszyli naprzeciw niemu. Witano go obojętnie, a nawet z pewnym rodzajem wyższości, gdyż wszyscy przekonani byli, że pójdzie z kwitkiem, jako osobiście podkomorzynie nie znany.
Hrabia też był swobodniejszy nie przymuszając się do odgrywania tej roli pana do której nie był przywykły.
Pierwszy przyszedł do niego z rękami w kieszeniach starszy Osmólski, ze swą senatorską miną.
— A co? — rzekł z wysoka spoglądając na niego — cóż pan hrabia mówisz na to?
— Cieszę się.
— Hę! — spytał szydersko Osmólski — my, także, więc chwała Bogu, wszyscyśmy kontenci.
August Feliks przybywający wprost z powiatowego miasteczka, pierwszy przyniósł wiadomość o tem, że testament został znaleziony w skradzionych rzeczach u Leszczyca, i że z papierów przy nim będących okazało się, iż on nie kto inny go pochwycił. Dlaczego nie zniszczył zaraz, to trudno było zrozumieć.
Po długiem oczekiwaniu, na ostatek panowie urzędnicy zjawili się z uroczystemi fizjognomjami ludzi, którzy w rękach swych losy bliźnich dzierżą. Zdziwiono się trochę, iż pierwszy z nich naprzód się o grafa zaczął wywiadywać, szukać go i przedstawił mu się z wielkiem poszanowaniem, nie zbyt zważając na resztę rodziny.
Sędzina, która leżała chora po doznanych wzruszeniach — zwlokła się obwiązana chustkami, spierając na ręku Musi i zasiadła w krześle nie mogąc się nawet zebrać na wylanie swych myśli i uczuć, zwykle tak łatwo jej przychodzące.
Naostatek, przystąpiono do odczytania testamentu, sprawdziwszy jego autentyczność, podpisy i pieczęcie. Zapytany, czy niemiał co do zarzucenia przeciwko niemu, hrabia oświadczył, że z góry rozporządzenia jego przyjmuje.