Strona:PL JI Kraszewski Wysokie progi from Kurjer Warszawski 1884 No 191b 1.jpg

Ta strona została skorygowana.

W ciągu opowiadania mieliśmy sposobność mówić o charakterze nieboszczki podkomorzynej, dobrej, słabej, unikającej rozdrażnienia, pragnącej zyskać sobie wszystkich i spełnić co sądziła obowiązkiem sumienia.
Ostatnia wola jej była nowym dowodem tego, iż biedna staruszka, rad zasiągając ze wszech stron, słuchając wszystkich, miała na myśli wszelkim słusznym pragnieniom uczynić zadość.
Lecz, jak się to zawsze trafia gdy kto chce zaspokoić żądania mnogie, w istocie testamentem nie uszczęśliwiła nikogo, oprócz Rzęckiego, któremu zapisała Wólkę.
Inni, jak pani sędzina, Musia, Osmólscy, rezydenci, oficjaliści, nie byli pominięci w tym akcie, ale sumki im przekazane, których większość powoli i stopniowo wypłacaną być miała, okazały się nadzwyczaj szczupłemi, tak, że wyglądały raczej na oznaki pamięci, niż na dobrodziejstwa.
Fryczewska miała dożywotnio, wraz z panną Felicją, zapewnione utrzymanie i pensyjkę.
Wszystko to razem wzięto niebardzo obciążało dobra Zakrzewskie, które, wedle rozporządzenia testatorki, przypaść miały, drogą naturalnego spadku, na dzieci siostry...
Jedynym zaś jej wnukiem był hrabia Adalbert...
Słysząc to biedny skazany na pozostanie dożywotnio w Zakrzewie, zarumienił się mocno, ręce zatarł niespokojnie i stał, naprawdę tak biednie wyglądając, jak skazany za winę przestępca, któremu wyrok przeczytano.
Teraz oczy wszystkich znowu z innym wyrazem — zazdrości, obawy jakiejś, ale razem uszanowania, zwróciły się ku niemu.
Urzędnik bardzo grzecznie winszował panu grafowi Zakrzewa, a powiatowi tak znakomitego obywatela...
Rodzina stała w oddaleniu niema i pomięszana... Jeden Osmólski młodszy, któremu zapisana sumka wydawała się dostateczną na pohulanie czas jakiś z dobrymi towarzyszami, okazywał niekłamane zadowolenie...
Sędzina poszła oczyma ku hrabiemu, zapytując wejrzeniem jeszcze czy się z Musią nie ożeni, ale spotkała zamiast odpowiedzi wejrzenie Rzęckiego porozumiewające się z Musią, uśmiechającą do ranionego...
Ta ręka skaleczona... budząc pewną zgryzotę sumienia w sędzinie, bo sobie wyrzucała, że mogła Leszczyca mimowolnie poduszczyć, przejednała ją z Rzęckim. Należało się mu zadośćuczynienie...
Z bolesnym jednak wyrzutem wpatrzyła się w córkę, myśląc:
— Gdyby tylko była zechciała a zostałaby hrabiną! byłybyśmy szczęśliwe, a tak, Wólka z Derewianką, niewielka rzecz! Karetami poszóstno jeździć nie będą...
Przygotowane zawczasu dla licznego tego zgromadzenia śniadanie, którego Rzęcki, choć jednoręki, podjął się być vice-gospodarzem, rozproszyło nieco złe humory. Godzono się z przeznaczeniem, nie śmiejąc głośno narzekać na nieboszczkę podkomorzynę, na którą niemal wszyscy byli nadąsani.
Z mnogich legatarjuszów jedni tylko oficjaliści starzy, Fryczewska i Rzęcki, błogosławili pamięć zacnej niewiasty...
Wieczorem, gdy wszystko się to porozchodziło po kątach, a niezmiernie umęczony hrabia zapotrzebowawszy wypoczynku wyszedł, pomimo chłodnego wieczoru, w ulicę już na pół z liści ogołoconą, pierwszem jego słowem do Parola było:
— A co? Parol! musimy zostać w Zakrzewie!...
Dlaczego pies na ten raz zwyczajnem potakującem nie odpowiedział szczekaniem, trudno odgadnąć, to pewna, że ziewnął i strzepnął uszami...
— Musimy się zgodzić z wolą przeznaczenia — dodał hrabia — to darmo! Ale, słuchaj Parol, pobudujemy sobie dworek w ogrodzie, to jest dokończym rozpoczęty, tam nam będzie jak w uchu... Gołębie umieścim niedaleko, bo dla nich teraz opustoszała baszta jakby stworzoną była?? Dalej co! Parol?...
Pies całodziennem oczekiwaniem na pana znużony, bo go do salonu nie puszczono, a nikt się tego dnia o niego tak bardzo nie troszczył, nie wiedząc, czy jest faworytem dziedzica czy wydziedziczonego, — ziewnął tylko...
Ziewanie, drapanie jednego ucha... były znanemi hrabiemu oznakami usposobienia złego w Parola. Musiał go parę razy pogłaskać.
— Wiem — rzekł — że ty na mnie się gniewasz, za to, żeś dziś siedział na pokucie, alem ja temu niewinien...
Nie jestem nawet pewien czy ci dali jeść?
Pytanie to Parol rozumiał i w odpowiedzi na nie oblizał się, hrabia wiedział, iż to znaczyło, że głodnym nie był.
Co w ciągu dalszej poufnej rozmowy między hrabią a Parolem było na porządku dziennym, nie podsłuchaliśmy.