Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/10

Ta strona została skorygowana.

jeszcze, gdy uchowaj Boże, przychodziło do podpisu, pan Bonawentura doszedł do późnego wieku, coraz mocniej utwierdzając się w tem przekonaniu, że słowo wylatuje ptaszkiem, a nie wciągnąć go wołem, i że verba volant, scripta manent.
Można tedy miarkować, jak się bronił, gdy mu przyszło, okulary w mosiądz oprawne włożywszy zabrać się do niezgrabnego dosyć podpisu nazwiska. W ostatniej chwili już, choć trzymał pióro umoczone w atramencie i rękę nad papierem zwieszoną, zdawał się jeszcze wahać i walczyć z sobą, szukając sposobu, ażali się nie uda uniknąć fatalnego cyrografu...
Ta wielka oględność pana Czermińskiego była jedną z cech jego charakteru. W ogóle postępował sobie w całem życiu rozważnie, powoli bardzo, z namysłem, rozpatrując się w położeniu, nigdy nie radząc nikogo, ale gdy raz co postanowił, energicznie krocząc do celu.
Śmiano się, jakeśmy już powiedzieli, ze starego dworu w Rakowcach, ale bo też i pan i dwór wyglądali osobliwie...
Jeszcze za książęcych czasów, gdy dobra do klucza X. należały, księżna któraś upodobawszy sobie położenie w Rakowcach, miała pono myśl fundowania tu rezydencyi dla jednego ze swych synów. Skutkiem tego zasadzono ogród wielki szpalerowy, przez lat kilkanaście jako tako utrzymywany, opuszczony potem i zdziczały; założono fundamenta pod pałac i zbudowano obszerne lochy, lecz zaledwie nad ziemię doprowadziwszy mury, porzucono je i okryto małym daszkiem, który przegnił potem i porósł zielskiem i trawą.Stary Czermiński nie myślał wcale o pałacu, lochy mu służyły dobrze, zostawił więc tę niedokończoną ruinę z jej pokryciem w ogrodzie — i dach na nije tylko łatał, aby bardzo na sklepienie nie zaciekało... Fundamenta te obszerne, dzielące dwór od ogrodu,