Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/101

Ta strona została skorygowana.

— Powiedzże ty mnie — proszę — bo niepodobna, żebyś o tem nie słyszał i nie wiedział, jak ludzie oceniają majątek cały Czermińskiego?
— O! to bo trudne bardzo do rozwiązania pytanie — odezwał się Malborzyński. — Człowiek ten tak się tai z majątkiem, jak drugi ze zbrodnią...
Czy pani uwierzy, że ludzie nie wiedzą o dobrach nawet jego... które ma rozrzucone po całym kraju?
O kapitałach mowy nie ma, tych nie dojdzie nikt... Hersz dawniej mi mówił, że lekko go szacuje na dobrych kilka milionów rubli, tak około dziesięciu...
Marszałkowej zabłysły oczy.
— Doprawdy?
— Hersz prędzej nie doliczył, niż się przeliczył — mówił Malborzyński. Gdyby ten człowiek miał mniej, to już doszedł do tego, że przy skąpstwie, krociami co rok uskłada... A podrady, a budowle, a kolosalne dzierżawy rządowe...
Opowiadanie uśmiech błogi wywoływało na twarz pani Falimirskiej.
— Ale to istny smok co skarbów pilnuje, siedzi na nich, drugim przystępu nie daje, a sam z nich nie korzysta...
— Kiedyś przecie — westchnęła marszałkowa — dostanie się to synom...
— Kiedyś — tak — a no, to żelazny człek.
— Wiele on mieć lat może?
— Kto go wie!... sześćdziesiąt kilka — siedemdziesiąt... Na nim nie znać wieku... zawiędły... twardy. Może żyć nie wiedzieć jak długo...
— Otyły! — szepnęła cicho Falimirska zadumana — i jakby się przelękła tego wyrazu, który zdradzał myśl niedobrą, poprawiła się zaraz...