— Niech tam sobie jak najdłużej żyje, robi i zbiera, tem lepiej. Nasz pan Leon w jego ślady wstępować nie myśli, więc tem lepiej, gdy mu ojciec przysporzy...
Rozmowa ciągle potrącając o Czermińskich o interesa, trwała do wieczerzy... Malborzyński spoglądając na swą panią, znajdował ją dziwnie w sobie pogrążoną i niezwyczajnie poważną, jak gdyby nosiła jakąś myśl, która ją całą przepełniała... Musiał się jednak wyrzec badania... była milcząca.
Oprócz klucza Rakowieckiego, do którego należały Racice, w tej samej okolicy, o mil parę nabył w lasach pan Czermiński rozległe dobra, zrujnowane, zniszczone, osławione z lichej ziemi, z włościanami zubożałymi, z budowlami w gruzach... ale za bardzo tanie pieniądze. Nikt ich naówczas kupować nie chciał, bo ciężary były znaczne, a dochodu z nich dobyć zdało się niepodobieństwem. Proszono się z niemi. Stary spekulator korzystał z tego położenia, kilka dni objeżdżał i obchodził całą peryferyę, przerzynał się przez bagna i lasy... nie odpowiadając na pytania rozpatrywał się, stękał — i odjechawszy naprzód z niczem, ostatecznie podał cenę i warunki tak uciążliwe, jak gdyby chyba nabywać nie chciał.
Skończyło się jednak na tem, że rodzina na którą przypadała ta ruina, przymuszona zgodziła się na wszystko, i Czermiński kupił Zamoroczany... Śmiano się z niego... Tymczasem zaczął pędzić smołę, pobudował gorzelnie — i w lat kilka... ci co się z niego śmieli, zaczęli mówić, że niepoczciwie oszukał rodzinę, od której nabył majątek...
Główne fundum, niegdyś ekonomia pono królewska, tak było podupadłe, jak wszystkie folwarki.