Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/11

Ta strona została skorygowana.

przedstawiały się bardzo nieforemnie, prawdę mówiąc brudno i brzydko, lecz piękności i wdziękowi nigdy stary Czermiński nie zwykł był nic poświęcać. Ogród też utrzymywał się więcej łaską bożą niż pracą i staraniem ludzkiem. Szpalery dawno nie obcinane zmieniły się w las dziki, nie wycinano ich prawda, lecz się nie troszczono o nie. Gdy burza stare obaliła drzewo, zwożono je na drewutnię, wśród trawników porobiono warzywne grzędy, plantacye bulw, szparagów, gdzieniegdzie agrestu i malin... tam i sam zaszczepiono sapieżankę, wsadzono smolankę, ktoś się postarał o bursztówkę, i był to niby sad, niby ogród, niby las, niby pustynia zarazem i coś pożytecznego. Czermiński wcale się tem nie zajmował...
Do przechadzki służyły ścieżki ani gracowane, ani wysypane, wydeptane ludzkiemi stopy, po części zaś przez chore owce i rekonwalescentów z obory, których tu pod strażą chłopca, albo na sznurku pasiono...
Gospodarował w ogrodzie kto chciał; sam pan, który się dochodu nie spodziewał ztąd, mało baczył nań. Pani więc rządziła tu z klucznicą. Dwór, dawna ekonomia, pobudowany był za lepszych czasów, gdy o drzewo grube i zdrowe nie było trudności, i temu zapewne zawdzięczał, że się do tej pory trzymał.
Nie potrzebowano doń architekta, ani wykwintnego planu; prości cieśle wiejscy tradycyjnie go pobudowali more antiqo, nie żałując miejsca na sień obszerną, a rozporządzając wnętrze tak, aby było ciepło i zaciszno... Dach niezmiernie wysoki i stromy pokrywał przysadzista, niską i dosyć obszerną budowę, z niewielkiemi oknami, które teraz wsunęły się tak ku ziemi, że z izby do ogródka wygodnie przez nie wchodzić i wychodzić było można. U każdego okna trzymała się gruba, ciężka z serduszkiem okiennica na haczyk wewnątrz zamykana. Ganek na niefo-