Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/115

Ta strona została skorygowana.

Gdy w gniew taki wpadał Czermiński, nie było z nim co robić — należało mu zejść z oczu. Moryś też naostatek widząc, że go nie zmiękczy, zawrócił się ku drzwiom i wyszedł.
W progu murowanki spotkał pana Łukasza, który go oczyma dziwnemi zmierzył i ustąpił mu z drogi. Ponieważ konie były zmęczone, przy najlepszej chęci niepodobna było natychmiast wyruszyć. Maurycy po namyśle zaszedł do ekonoma, swobodnie dosyć oznajmił mu, iż ojciec kazał jechać w pilnej sprawie, poprosił, aby popas przyspieszono, a sam już ochłonąwszy, przymówił się o śniadanie.
Maurycy miał charakter szczególny... nic go tak dalece nie poruszało, żeby o życiu i sobie zapomniał... Wierzył w swoją energię, nie lękał się łatwo, i po pierwszem wrażeniu prędko do równowagi powracał...
Na rożku stołu napisał kilka słów, kazawszy sobie podać papieru... listów parę przygotował i do kieszeni je włożył. Zjadł co mu dano, i spokojnie na bryczkę oczekiwał... Wygnanie to, gniew ojca — zbytnio nim nie wstrzęsły — myślał już jak się ratować. — Ojciec przecie się nie obejdzie bezemnie, rzekł w duchu. Zobaczymy...
Tymczasem oczekiwano tu także na Leona, bo Czermiński rozmyśliwszy się, nocą po niego człowieka do Rakowiec wyprawił. W skutek narady z Łukaszem, obu teraz chciał internować w dalekich dobrach, nie dając się im z tamtąd ruszyć, dopókiby Falimirskiej precz nie wypędził z okolicy, i majątku nie zlicytował. Bronił się jak mógł. Przypuścić nawet nie chciał, aby syn jego miał się żenić z córką kobiety marnotrawnej i zrujnowanej — groziło to przyszłości jego fortuny, a nad nią nic droższego nie miał...
Leoś z oznajmieniem o ojcu przybiegł do matki, lecz ponieważ po niego nie przysłano, nic jeszcze tak groźnego nie widział. Zbudzono go w nocy roz-