Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/118

Ta strona została skorygowana.

o łaskę, której zresztą wcale się otrzymać nie spodziewał...
Blady, z usty zaciętemi, siadł pan Leon na bryczkę, i rzekł w duchu:
— Do Borów, to do Borów... co robić. Juściż z tego nie umrę... a całe życie tam siedzieć nie będę...


W Holmanowie następnego dnia panowała cisza smutna... Felicya otrzymawszy list, umyślnie napisany wesoło, nie straciła nadziei prędkiego widzenia narzeczonego; marszałkowa, choć ją Czermińska starała się uspokoić i zapewnić, że nic złego nie dopuści, niepokoiła się czując nadchodzącą burzę.
Była ona nieunikniona w każdym razie, prędzej czy później musiała przyjść — trzeba było walczyć z przeszkodami... lecz pani Falimirska spodziewała się mieć czas lepiej do tej się przygotować walki. Chodziła niespokojna bardzo, tając przed córką ten stan ducha i udając wielką pewność siebie. Obawiała się stracić Morysia szczególniej, wprzódy niżeli się zapewniła, że zawiązanej przyjaźni zostanie wiernym. Pomimo ufności, jaką miała w potędze swojego wdzięku i insynuacyi — czasem ogarniała ją trwoga, bo serca ludzkie są niestałe.
Przez cały ten dzień i następny z Holmanowa napróżno wyglądano wieści nowej... Trzeciego dnia Malborzyński, wróciwszy z okolicy, przywiózł plotkę chodzącą po sąsiedztwie, że stary Czermiński obu synów skazał na wygnanie, jednego osadziwszy w Zaczałowie, a drugiego w Borach. Nie bardzo temu wierzyć chciano, lecz na zajadłego człeka było to podobne.
Felicyi o tem nie powiedziano nic.