Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/123

Ta strona została skorygowana.

z uczuciem niezmiernem... i otoczony witającymi wszedł tryumfalnie do pałacu...
Wszystko mu tu znowu, po dłuższem niewidzeniu, wydawało się jeszcze wdzięczniejszem niż kiedykolwiek. Stawał — patrzał, admirował, a zmrużone oczy marszałkowej z czułością wielką zwracały się ku niemu.
Wprost zaprowadzono go do podwieczorku.
Ce n’est pas de réfus! po podróży... zawołał śmiejąc się...
Do podanej herbaty były pieczone jakimś cudownym sposobem kuropatwy... i gruszki mające się w ustach rozpływać... Pamięć o kuropatwach i gruszkach do łez go rozczuliła niemal, i zmusiła obie ręce gosposi okrywać pocałunkami najgorętszemi. Nie dano jednak ostygnąć i owym kuropatwom... które okazały się — delicyonalne! Tysiące pytań i odpowiedzi krzyżowały się przy herbacie, a że służących odprawiono, i sami zostali z Malborzyńskim, który tak jak należał do rodziny — można więc było mówić swobodnie...
— Przyznam ci się, rzekł dyskretnie i po cichu, wysmoktując skrzydełko książę do pani Falimirskiej — los twej drogiej Felicyi... przyśpieszył nieco mój przyjazd... Wiesz jak ją kocham...
Napisałaś mi ogólnie oznajmując o świetnej partyi dla niej, która się nastręcza... nie kryjąc, że są do przełamania trudności. Otóż — ma chére — chcę o wszystkiem szczegółowo być objaśniony, aby, jeśli potrzeba, pomódz... wreszcie módz być spokojnym...
Tu kuropatwa na chwilę mowę przerwała, kosteczka była interesująca, której książę musiał poświęcić momencik... Falimirska westchnęła, mówił dalej.