Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/125

Ta strona została skorygowana.

Chłopak ładny, miły... delikatny... i — dodała skromnie — da się poprowadzić jak zechcemy.
Książę uspokojony powrócił do talerza...
— A zatem wszystko dobrze! rzekł...
— Będziemy o tem nie raz jeszcze mówili...
Tego wieczoru, zbywszy w ten sposób co mu ciężyło, książę mógł już swobodnie mówić o sobie tylko, a był to przedmiot jego ulubiony. Ja — rozpoczynało niemal każdy frazes, i wracało pod rozmaitemi postaciami nieustannie... Lubił się chwalić, począwszy od szczęścia, jakie miał zawsze, aż do dowcipów, które powtarzał z upodobaniem.
Umęczywszy marszałkową, oddał się potem Felicyi, zabawiał ją; naostatek zwrócił się do Malborzyńskiego, który go najwięcej pono bawił, a w czasie bytności na chwilę nie odstępował... Z nim też razem, gdy przyszła godzina spoczynku, wyszedł książę do swojego appartamentu, i odprawiwszy p. François, służbę, kazał przy sobie pozostać.. Szło mu o zbadanie bliższe historyi tych Czermińskich, których nazwiska zapamiętać nigdy nie mógł lub nie chciał...
Malborzyński znając usposobienie księcia Augustula, z żartobliwego tonu rozpoczął opowiadanie smutne; umiał je ubrać tak, aby starego opiekuna nie zmartwić bardzo; lecz że się trochę inaczej na sprawę tę zapatrywał i obawiał z niej zbytnich kłopotów, nie taił.
Książę też nie był od razu za Czermińskimi, pocieszało go to, że matka była z domu Rawska. Znowu tedy na plac musiano wyprowadzić fortunę, nadzieje i rachunki przyszłości, aby niemi teraźniejszość ozłocić...
Zakończył rozumny pan Aleksy argumentem, który był najbardziej przekonywający: