Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/136

Ta strona została skorygowana.

docznie spichrza ludzie po cichuteńku kręcili się, wynosząc worki o mroku... Maleńką baryłkę wprzód jeszcze odprawił ztąd pisarz ku karczmie. W innych też miejscach czynność była wielka, ale cicha i skryta... Ludzie obładowani wymykali się z zabudowań, a drudzy wślizgali się niepostrzeżeni — klucznica zajęta była wypróżnianiem częściowem spiżarni, ekonomowa odkładała motki pewne na stronę... Śpieszono się z tem segregowaniem własności bezpańskiej... szepcząc, namawiając się, biegając i widocznie chcąc jasny dzień uprzedzić...
W izbie ekonomskiej wielki ogień palił się na kominie, a sam pan Żarny chodził zamyślony po niej, fajkę paląc i coraz poprawiając, bo tytoń się opierał i rozżarzyć nie chciał. Więc węgle nań kładł, aby go zmusić do opamiętania.
Pani Żarnowa, osoba lat średnich, niegdyś ładna, dziś tylko pulchna i rumiana, z gołą głową, w szlafroczku, siedząc na kufrze, z założonemi rękami, w ogień patrzała i wzdychała.
— No — ktoby był przed kilku dniami powiedział — szeptała, że mu tak kończyć przyjdzie, bez daj racyi, — jak od pioruna? Człek był zdrów jak rydz... i nie taki stary...
— Ja jemu zawsze bo to prorokowałem, odparł Żarny — że skończy od apopleksyi... Bo się zwyczaj miał sierdzić i wszystko w sobie gniótł... Rzadko żeby co wypluł... bywało nabundziuczy się, panie mu tam odpuść... nadmie... naprycha... a to go w końcu musiało rozeprzeć...
— Niech już tam z Bogiem spoczywa — dodała ekonomowa — co to już dziś mówić! Kto to kiedy zgadnie jaki go koniec czeka! Albo i to! Ale co my teraz poczniemy?...
Żarny ramionami ruszył, zbliżył się do żony i rzekł: