Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/151

Ta strona została skorygowana.

wnem natury zrządzeniem, choć więcej niż inni i nad miarę wódki nie pijał, skutkiem jakiejś affekcyi wewnętrznej — nos miał kompromitująco czerwony, czasu chłodu siny... Radził się o to lekarzy, i zdaje sie, że nawet leków musiał używać, ale te tylko pryszcze sprowadziły... nos pozostał w kolorze tym, jakim go fantazya natury obdarzyła. Pierzchała musiał się więc zgodzić z przeznaczeniem...
Proboszcz miał do niego słabość; prawda, że ile razy go spotkał, Pierzchała go w ręce całował, a czapkę przed nim zdejmował z daleka. Oprócz tego pobożny był, akkomodujący się duchowieństwu, nie szukając z tego innej korzyści nad protekcyą jego... Zarówno więc z potrzeby jak z miłosierdzia, ksiądz Kaniewicz polecił Pierzchałę, chcąc mu dać zręczność zaopatrzenia się jako tako na nadchodzącą zimę.
Posłano natychmiast po Pierzchałę... Z południa Leoś trochę wypocząwszy, zaczął się niepokoić, czy mu niewypadało choć na chwilę teraz pojechać do narzeczonej. Nie śmiał się do tego przyznać przed bratem... Moryś zaś w duchu myślał znowu, że powinien był może zastąpić Leona, i w jego imieniu udać się do Holmanowa. Obu zarówo chciało się tam dostać — mówić jednak o tem nie śmieli i zbyt jawnie tego czynić... Chwila jeszcze była nadto smutna i uroczysta, odstąpić im obu ciała ojca nie wypadało i strapionej matki... Wahali się tak, gdy z Holmanowa przybył posłaniec któremu kazano się do wiedzieć co się dzieje w Rakowcu... Spostrzegły znajomego sobie chłopaka, Leoś sam wyszedł w dziedziniec do niego.
Wiedziano już u marszałkowej o zgonie Czermińskiego, ale chciano co rychlej dowiedzieć się o przybyciu braci... Z podziwieniem od tego posłańca dopiero Leoś otrzymał wiadomość o przybyciu księ-