Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/153

Ta strona została skorygowana.

ma szanowna matka wasza?... Co się dzieje z Leonem?... Mój Boże! co ja doznałam słuchając tu tylko z daleka... nie wiedząc nawet jak... co... Cóż to było?
— Apopleksya! rzekł Moryś ocierając oczy... Nie było ratunku...
— Musiało go coś poruszyć!
— Znużony był drogą...
— A pani Czermińska?
— Leży chora... Doczekała tylko przybycia naszego...
— A Leoś?...
— Nie mógł sam przybyć, dla tego ja za niego przyjechałem pani złożyć uszanowanie...
Spojrzał w jej piękne oczy, które natychmiast spuściła surowa, lecz wnet podniosły się mimowolnie — westchnęła...
— Felicya moja płacze — rzekła... niespokojna o niego, tak się biedna przywiązała...
Szepnęła po cichu, Moryś patrzał, myśli mu się plątały, nie wiedział co miał mówić...
— Pani ma właśnie gości...
— A! tak jest, mojego kuzyna i opiekuna... Potrzeba nieodzownie, aby mu się Leoś po pogrzebie przedstawił... Ja — ja sama nie wiem... zapewne będę na żałobnym obrzędzie... ale księcia nie zawiozę. Jest zbyt draźliwy; widoki smutne robią na nim wrażenie wielkie.
Wstrzymam go od wyjazdu, choć mi się wyrywa, aby pan Leon mógł mu się dać poznać. Zależy mi na tem wiele... Jest naszym opiekunem, a nie prędko znowu zdarzy się zręczność z nim spotkać.
Szło w istocie o to marszałkowej, ażeby Leoś nieodwołalnie był zwiążany, na co książę łatwo mógł w rozmowie zręcznej naprowadzić. Nie bez przyczyny pani Falimirska lękała się jego młodości i wpływu