Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/155

Ta strona została skorygowana.

Chodziły o tem zresztą wieści różne... Czermińscy w pierwszych chwilach tak obaj zajęci byli temi interesami, iż sami nikogo prawie nie widywali; a chociaż parę razy na krótko się stawili w Holmanowie, nie śmiano ich pytać o nic...
Marszałkowa, po części książę też — niesłychanie zaciekawieni byli tem, w jakim stanie fortuna po Czermińskim została... Podania o tem były najróżniejsze, niepewne, przesadzone jak się zdawało. Jedni im dawali za wiele, drudzy przez zazdrość utrzymywali, iż interesa nieboszczyk zostawił poplątane, zawikłane i daleko gorsze, niż się spodziewano.
Prawdy, jasnej i pewniej dowiedzieć się jakoś nie było podobna. Marszałkowa zaklęła Malborzyńskiego, aby użył jakich środków, a doszedł raz jak rzeczy stoją w istocie.
P. Aleksy był jedyny do śledztw podobnych; rzucił się zaraz, z gorącością wielką, zdawało mu się to rzeczą aż nadto łatwą. Pojechał do pana Kolemby, który wino lubił i przy niem się ze wszystkich grzechów spowiadał. Znalazł go w okularach, nad papierami, zakłopotanego, nieusposobionego, i mimo użycia wszelkich środków i dowcipu, insynuacyi, nic z niego nie dobył. Dostał grzeczną odprawę...
— Mam na głowie tyle, że ledwie dyszę... Daj ty mi święty spokój... Pić nie mogę, gadać nie mam siły... Bywaj — zdrów... ad videndum et componendum, ale nie wprzód aż to z karku zrzucę...
Proboszcz ksiądz Kaniewicz tyle tylko wiedział, że dziedzictwo było bardzo sute i nawet na dwóch rozdzielone magnatami ich czyniło. Proboszczowski jednak magnat nie wiele znaczył, bo ksiądz Kaniewicz każdego kto czterma końmi jeździł, nazywał magnatem. Z ostatniej biedy Malborzyński, któremu wstyd było z niczem powracać, musiał się odbijać na Pierzchale. Pierzchała wprawdzie człowieczek był mały,