Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/156

Ta strona została skorygowana.

niby nic niesłyszący, a umiał jednak wiele wydobyć, zapamiętać, połapać.
W czasie pogrzebu i długo po nim, gdy już się inwentarz poczynał sporządzać, gościł w Rakowcach, dla uregulowania swoich rachunków, zdania różnych pozostałości i t. p. Sam ksiądz Kaniewicz powiadał o nim, że jeśli kto co wie — to on...
Pod pozorem więc, że srokatego konia potrzebuje koniecznie, Malborzyńki obstalował sobie do Herszka na jakiś dzień Pierzchałę, nagotował przyjęcie, któreby mu język rozwiązało, i sam pierwszy przybywszy do miasteczka, oczekiwał na niego... Lepiej mu się tu powiodło niż się spodziewał, bo choć Pierzchała mocno się opóźnił, stary Hersz, dowiedziawszy się o gościu, zszedł do niego...
Od owej rozmowy nie widzieli się z nim. Stary Żyd, dosyć smutny i zamyślony, przywitał gościa.
— Pamiętasz — odezwał się — jakieśmy to z sobą ostatnim razem mówili... Była tam mowa i o Czermińskim... Podziękujcie Panu Bogu, że mu życia przykrócił. Tetaz to wam dopiero otwarcie powiedzieć mogę: — chciał z Holmanowa marszałkową wypędzić... bo się bał o syna...
— Państwo się cieszyć możecie, że on nie żyje — ale my — ja — żałujemy go szczerze... To był człowiek!
Westchnął Herszko...
— Ja w nim straciłem wspólnika i przyjaciela, mogę powiedzieć.
— A my, jak powiadasz — nieprzyjaciela?
Herszko potwierdził głową.
Dopiero teraz przyszło na myśl Malborzyńskiemu, że przez stosunki swe i przenikliwość Hersz mógł najlepiej być świadomy stanu majątkowego Czermińskiego.