W obligach — o których nikt nie wiedział, bo zdawało się, że stary nie pożyczał nikomu — ale pewnych... do trzechkroć stu tysięcy...
— A gotówki? szybko dorzucił Malborzyński, gotówki?...
— Praeter propter, w półimperyałach ma być sto tysięcy rubli, a papierami siedmkroć...
— Krezus! zawołał zrywając się Malborzyński... Niesłychana rzecz na te czasy! Lecz jestże to pewna?
— Jak to, że dziś dzień! dodał bijać się w piersi Pierzchała. Ja się panu dobrodziejowi przyznam — jestem też niezmiernie ciekawy... Skopiowałem to u Kolemby, gdy zasnął po obiedzie...
To mówiąc Pierzchała rzucił okiem na pana Aleksego, który stał upojony, i złożywszy papier, począł go znowu niezmiernie bacznie wsuwać w miejsce dlań przeznaczone...
Malborzyński po namyśle sięgnął także do kieszeni, dobył z niej dwie dziesięcio rublówki, i położył je przed Pierzchałą.
— To zadatek na srokacza — rzekł... ale — szepnął uśmiechając się — nie pilno mi... z kupnem się nie spiesz — a pieniądze przy sobie zatrzymaj...
Pierzchała, który się więcej czegoś spodziewał, popatrzał na leżące papiery, widać było, iż miał ochotę upomnieć się o dodatek, lecz rozmyśliwszy się, skłonił głową i papierki zapakował do pugilaresu... Śmielszy teraz, sam sobie — za pozwoleniem nalał wina, i oczyma mierzył zamyślonego błogo Malborzyńskiego...
— W tem nie ma sekretu, rzekł, że pan Leon się ożeni z marszałkówną, połowa tej fortuny przejdzie przynajmniej w dobre ręce... panie dobrodzieju... Chwalić Boga za to...
Chrząknął znacząco...
Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/161
Ta strona została skorygowana.