Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/163

Ta strona została skorygowana.

Wielkich rzeczy ja nie pretenduję — ochłapami zwykłem żyć — chudy pachołek jestem, a gdzie trzeba choćby grzbietem, byle nie reputacyą nałożyć, jam na wszystko gotów...
Zyskanie tego sprzymierzeńca nie było do odrzucenia dla Malborzyńskiego; nie chciało mu się tylko okazać, że go potrzebowano... Rzekł więc uśmiechając się:
— Dobrze, dobrze — wszystko to może być... tylko sobie nie wystawiaj, kochany panie Pierzchała, żebyśmy tak znów potrzebowali twej pomocy. My jasnemi drogami chodzimy... nie obawiamy się nikogo... zbyt pilnować się nie potrzebujemy...
— Chociażby... z wolna mówił natrętny Pierzchała, pozwól pan sobie uczynić malusieńką uwagę, że nigdy nikt na ostrożności nie stracił... Pan Leon młody... pan Maurycy też... pieniądze magnes mają w sobie, przyciągną ludzi... dobrze będzie wiedzieć co się święci, aby tempore opportuno zapobiedz... Bo to, panie, spać zawsze niebezpiecznie... Jedno oko trzymać otworem nie szkodzi, ja sobie jestem kreatura licha... niepoczesna, ja to wiem... mnie się też nikt nie strzeże... wszędzie mogę wleźć i wszystko posłyszeć.
— Zobaczymy, zobaczymy! odparł półgłosem zmieszany nieco natrętnością faktora Malborzyński. Ale, wszakże waćpan się jeszcze kręcisz i tak około Rakowiec...
— Jeszcze bo strzępki od rachunków pozostały, i — rzekł Pierzchała, prostując się — człowiek tam teraz potrzebny... Jest wiele do roboty... A zawszeby rekomendacya ze strony pani marszałkowej nie zawadziła...
Pan Aleksy rozszerzać się już w tym przedmiocie nie miał ochoty, zaczął śpiewając chodzić po pokoju.