Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/166

Ta strona została skorygowana.

Gdy wszedł, poznano zaraz po twarzy rozjaśnionej, iż żądane wiadomości przynosi...
— Siadaj, mów — zawołał książę, patrząc mu w oczy... A naprzód — ogólnie — zawiedliśmy się, czy nie? fortuna znaczna czy mierna?...
— Ogromna! rzekł Malborzyński — przechodzi, zdaje mi się, najśmielsze nasze rachuby i nadzieje.
Marszałkowa rozpromieniona przysunęła się do stołu. Książę uśmiechnął się szczęśliwy widocznie, siadł wygodnie... P. Aleksy, który sobie ponotował wszystko... dobył papierka...
— Najprzód, rzekł, posiadłości w ziemi... Rakowce z przyległościami, które pani Czermińskiej zostaną na dożywocie, a przejdą na dziedzictwo p. Leona...
— A! więc myślą się dzielić? odezwała się zamyślona Falimirska... Trzebaby to im odradzić...
Odwróciła się do księcia.
— Bardzo trafna uwaga...
Spojrzeli sobie w oczy...
— Maurycy może zarządzać całością, dodała Falimirska: gospodarzyć i pilnować wspólnego dobra... nie prawdaż? Ma do tego usposobienie i zdolności; my się musimy przenieść do miasta... Będzie do nas dojeżdżał...
— Genialna jesteś — rzekł książę, chwycił ją za rękę i pocałował... Ale kończ Malborzyński.
— Rakowiecki klucz znamy, ciągnął dalej pan Aleksy: wyśmienita ziemia, gospodarstwo wzorowe, intraty znaczne...
— A dalej? spytał książę.
— Zamoroczany, dobra rozległe, ale liche, reputowane były jako nędzne bardzo. Podniósł je Czermiński. Ziemi dużo...
Dalej idą Bory, Borówka i Zasieki, klucz co się zowie... złote jabłko... Dalej Zaczałów w Wólką Zaczałowską, dobra pańskie... Rzeka spławna...