Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/167

Ta strona została skorygowana.

Dalej...
— Jeszcze jest dalej? Ah! mais c’est magnifique! c’est princier! krzyknął książę rozentuzyazmowany.
— Drozdy, Miesojad i Parcianka... majątek duży i piękny, dobra już same mogące człowieka uczynić więcej niż zamożnym...
No — i Bębny i Zarwańce...
Książe milcząc przysunął się — i westchnął.
Et dire, że to jeden człowiek się tego dorobił...
— Tak, szepnęła Falimirska — ale musiał się wyrzec życia i stać tem czem był...
— Opatrzność daje rodzinom takich ludzi — zakończył opiekun. Dla nas to wyraźnie jest providentiel.
— I na tem koniec? wtrąciła marszałkowa; no — a kapitały? Ten człowiek obracał ciągle niemi, więc je mieć musiał?
Malborzyński tryumfująco się uśmiechnął.
— Zaraz zobaczymy, rzekł. Milion rubli kaucyi na podradach...
Książę porwał się z krzesła...
— Cudownie! zawołał — Podrady odstąpić — kaucyę cofnąć! Po co to?... Oni podradczykami być nie powinni.
— Trzykroć sto tysięcy rubli na pewnych obligach, kończył p. Aleksy. Sto tysięcy w złocie brzęczącem... Papierami siedmkroć... razem na gotówkę z milionem kaucyi, więc przeszło dwa miliony rubli...
Dobra warte dużo więcej niż drugie tyle, dosyć, że dwóch na pięć milionów rubli lekko rachować się godzi, a zatem na schedę pana Leona półtrzecia...
Spojrzał na milczącego księcia i marszałkową, która patrząc w okno dodała poważnie:
— Jestem stanowczo przeciwko podziałowi... Massa powinna być wspólna... zarząd przy Maurycym...
— Za pozwoleniem — wtrącił książę — pozwól mi uczynić uwagę. Co do dóbr, zgadzam się, wy-