Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/169

Ta strona została skorygowana.

— Ocenić należy... grubo... No...
— Naprzykład?
— Trzykroć sto tysięcy rubli...
— Co najmniej drugie tyle powinien Felicyi zapewnić na swoim majątku p. Leon — to się należy, rzekł książę... Jest to obyczajem... rzecz naturalna. Nie chcemy łaski żadnej... ale oprawa zwykła...
— Mnie się zdaje — podszepnęła marszałkowa, że ja to lepiej jakoś potrafię ułożyć... mnie to zostawcie... Jestem matką...
Uśmiechnął się opiekun...
— Prezent na szpilki... rzekł — z takiej fortuny, mógłby też coś znaczyć...
— Ja to z nimi powoli, ostrożnie ułożę... zobaczycie... mówiła matka.
— Nie odkładając wszakże — dodał książę.
Malborzyński milczał...
— Ja wracam do pierwotnego programu — mówił rozkoszując się książę... Powinniśmy mieszkać w Warszawie... Ekskursye letnie, jesienne, za granicę, do wód... o tych nie ma co mówić. Powiadam: powinniśmy, powtórzył książę, gdyż spodziewam się, że mnie do gromadki przyjmiecie. Nabywając dom, mała różnica... trochę większy, abym ja w nim mógł dostać appartamencik. Wiele nie wymagam... Salon, gabinet, sypialnia, jadalny pokój, parę dla składu i wygody, jeden dla Franęois... kuchni osobnej trzymać nie będę.
— To się zrobi! ale musi się zrobić! potwierdziła marszałkowa... Ja także muszę mieć apartament dla siebie i parę salonów... Dzieci zabiorą pierwsze piętro... Byłabym za tem, ażeby dla Maurycego też pied à terre nie zapomnieć. Musi przeto przyjeżdżać, nie można go ani z oczu tracić, ani dać mu się zupełnie wyemancypować...