Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/170

Ta strona została skorygowana.

— Ja jestem tego zdania — cicho rzekł książę... to się we wszystkich praktykuje rodzinach, że on się żenić nie powinien... i poświęcić dla brata i jego.... dzieci....
Na wzmiankę o dzieciach Malborzyński mimowoli się rozśmiał. Książę też i marszałkowa w ostatku.
— Spodziewam się — dokończył książę opiekun: że — dzieci supponując... nie powiedziałem nic nadzwyczajnego.
Ale — wracając do Maurycego — nad nim czuwać należy... i z oczu go nie spuszczać.
Spojrzał na marszałkową, która się nieco zarumieniła, i przy Malborzyńskim nie odpowiedziała nic. Trochę nawet za złe miała opiekunowi, że tę kwestyę — intime, jak ją nazywała — poruszył przynim...
Książę był widocznie rozmarzony, i mówił dalej:
— Dla tego to wszystko tu z wami chciałbym przedyskutować, abyśmy mieli stały plan w postępowaniu z tymi Czermińskimi i do jednego dążyli celu... Voilà... Więc — primo: Felicyi zapewnić — un douaire respectable... skłonić do zamieszkania w mieście... A ja biorę na siebie stosunki, ja ich w świat wprowadzę. Sous mon égide przyjdzie to łatwo, czegoby inaczej nigdy nie dostąpili. Będą bywali w zamku... Dom — pałac raczej, musi być na odpowiedniej stopie... bez rozrzutności, ale convenablement. W stajni ośm koni dosyć... dwóch, trzech ludzi najwięcej... Kamerdyner, lokajów trzech, kucharz i dwóch do pomocy... no... czeladź pomniejsza... Dwór skromny... Dwa razy na tydzień małe przyjęcia, raz obiad większy... Czasu karnawału... trudno z góry przewidzieć wymagań... Jeden bal, parę rautów, c’est de rigueur. Widzicie, że nadto nie jestem wymagający...
— Zupełnie się zgadzam... odezwała się pani Falimirska... ale niech mi wolno będzie dodać słowo...