Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/171

Ta strona została skorygowana.

To wszystko trzeba najprzód Felicyi wpoić, nauczyć ją, a ona powoli mu to inkulkować będzie. Ja zostanę w rezerwie.
— Za pozwoleniem, dodał książę. Zgoda — ale pierwszą ideę konieczności osiedlenia się w mieście, ja w rozmowie rzucę p. Leonowi. Bądź co bądź... mam trochę powagi, i odemnie musi to przyjąć bez dyskusyi.
— Ale on do tego i sam jest przygotowany — odezwała się marszałkowa... chłopiec pełen ambicyi... Za nic się w świecie nie zakopie na wsi! Sto razy mi to mówił. Obawa tylko o to, aby nadto po pańsku i zbyt kosztownie nie chciał występować.
— Ale proszę cię, z taką fortuną! oparł się książę... Nie ma najmniejszego strachu... Owszem... nie należy go wstrzymywać... Niech sobie nieco pozwoli... niech Felicya użyje... elle en est digne.
Rozprawy te o błogiej zwiastującej się przyszłości, plany z góry powzięte bez udziału tych co je wykonywać mieli, śmiesznemiby się stały może, gdyby marszałkowa nie była tak pewna władzy swojej i pięknej Felicyi nad obu Czermińskimi. Młodzi panowie byli w istocie zawojowani, i nie ulegało wątpliwości, że z pewną zręcznością przeprowadzenie programu ściśle się ziścić miało... Leoś był zakochany, a usposobienie jego, natura, próżność pędziły go w świat ten, którego wszystkich rozkoszy był głodny. Matka dzieliła jego uczucia i pragnienia. Naostatek brat nie mógł się przeciwić, bo Falimirska nim władała zręcznie... i jego rodzącą się namiętność umiała zużytkować do swojego celu...
Felicya o tyle tylko wtajemniczona była, o ile jej potrzebowano jako narzędzia. Dziewczę młodziuchne, uśmiechało się też do życia, nie znając jego tajemnic. Nie widząc stron czarnych, nie domyślając się sprężyn, z uniesieniem i dobra wiarą kochała