Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/173

Ta strona została skorygowana.

Śmiałość jego czasem przestraszała Falimirską, która surowym go wzrokiem gromiła i utrzymywała w przyzwoitej odległości. Nie przeszkadzało to, wkrótce po ukaraniu, do osładzania pokuty wzrokiem, którego wyraz namiętnego Morysia na nowo rozpłomieniał...
Przy pierwszej bytności jego, marszałkowa stanowczo się rozmówić miała.


Pani Czermińska ciągle jeszcze była chora, leżała w łóżku i miewała, szczególniej nocami, nerwowe ataki gwałtowne, w ciągu których jakiś przestrach, rozdraźnienie, konwulsye niemal ją porywały. Panna Damianna nie odstępowała jej na chwilę, siedział prawie ciągle dr. Bobowski, dawano leki, lecz niewiele one pomagały. Chorobę nie bez przyczyny, przypisywano wielkiemu wrażeniu, jakie wywarła śmierć męża i scena, która ją poprzedziła. O tej, oprócz doktora, bo temu musiano coś o tem napomknąć, prócz panny Damianny, nikt zresztą nie wiedział...
Przesilenia te gwałtowne kończyły się zwykle płaczem, omdleniem, a nareszcie snem gorączkowym, po którym nierychło następowało uspokojenie...
Bobowski, mimo gwałtowności tych ataków, obiecywał uzdrowienie; silna natura chorej, która już w życiu niejedno wstrząśnienie podobne przetrwała... dawała nadzieję powolnego zwycięztwa. Starania dzieci, czułość Leosia, szczęście, które się zdawało uśmiechać faworytowi, dowody współczucia ze strony Holmanowa, widocznie oddziaływały przeciw tym chorobliwym objawom...