Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/177

Ta strona została skorygowana.

— A! o biedne trzy tysiące rubli!... jakby mimowolnie wyrwało się pani Falimirskiej.
— Zaklinam panią — pozwól mi.
— Nie mogę! nie mogę! Dla samego Leona... to niepodobieństwo. Nie mówmy o tem.
— Słowo honoru, że Leon o tem wiedzieć nawet nie będzie.
— Ale nie! nie! Po cóż?... Malborzyński dostanie...
— Samo szukanie już jest nieprzyjemne. Ja na to nie pozwolę! odezwał się Moryś. Pani mi dałaś prawo szczycić się jej zaufaniem i przyjaźnią — w imię jej... ja się domagam... koniecznie...
— Pan jesteś tak natarczywy... To mi przykrość zrobi...
— Nikt w świecie, oprócz nas dwojga wiedzieć nawet o tem nie będzie, daję na to słowo honoru...
Zawahała się jeszcze marszałkowa, zafrasowana wpatrzyła się w ziemię, Moryś nalegał ciągle. Westchnęła i podała mu rękę...
— Tak — dobrze — nie opieram się, rzekła — ale pod jednym warunkiem...
— Przyjmuję go z góry — zawołał Moryś — jakikolwiek on jest...
— Że pan nastaniesz na Leosia, aby majątku nie dzielić i sam rząd przy sobie zatrzymasz... Bądź pan naszym pełnomocnikiem...
Moryś przystał zachwycony i szczęśliwy nad wyraz wszelki...
Szeptano potem o różnych sprawach bieżących, aż i Felicya nadeszła, i książę się zjawił, przynosząc z sobą wesołość i lekkomyślność, która mu wszędzie i zawsze towarzyszyła...
Po pierwszej tej scenie przygotowawczej, oczekiwano Leona, dla odegrania z nim drugiej. Tu książę miał główną rolę. Postrzeżono od razu, że tytuł, obejście się, ton księcia Augustula czyniły