Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/185

Ta strona została skorygowana.

Dom ten nazwać było można powiatową gospodą. Nigdy się tam drzwi nie zamykały, dnia nie było bez gości, stołu mniejszego nad osób kilkanaście... Folwark główny z dworem niezbyt dawno, wśród gaju brzozowego pobudowany, nazwany był Wierzejkami...
Dawniej mieszkali podkomorstwo w innym folwarku, ale tam domek był stary i ciasny... tu było przestronno, wygodnie, wesoło, choć wcale niewytwornie. Nie zbywało na niczem, osobliwie do jedzenia i picia, ale w zbytnie wykwinty się nie wdawano.
Pan Czesław Wierzeja, lat sześćdziesiąt mieć mogący, otyły bardzo, na nogach pobrzękłych trochę niepewny, twarzy wygolonej, otwartej, wesołej, był starym poczciwym szlachcicem dawnego obyczaju... Bawiły go trzy rzeczy: polowanie, stół dobry i mały wiseczek, maryasz albo kwindecz od biedy. Na tem i na kompromisach upływało mu życie. Był to rozjemca, sędzia, superarbiter wszystkich sądów polubownych, które na jego stole, winie, koszcie i w jego domu się odbywały... Gdy inaczej przejednać nie było można, gotów był do ofiary z własnej kieszeni... Ściskał, całował prosił, klękał, póki nie pogodził...
Sama pani Jadwiga imieniem z domu też Wierzejanka, stryjeczna swego męża, zupełnie się długiem pożyciem zmetamorfozowała na wzór męża... Dzieliła jego gusta, gotowa była z nim na polowanie, u stołu zachęcała do picia i jedzenia równo z nim, a niekiedy siadała czwarta do wista.
W domu, oprócz dwojga kochających się czule małżonków, była jeszcze siostrzenica samego pana, panna Malwina Okoniówna, w kwiecie lat, śliczna, żwawa, wesoła, dowcipna, nie wysoko edukowana — lecz niezmiernie obdarzona i zdolna... Trójka ta żyła w rajskiej zgodzie i pokoju, w niezamąconem szczęściu. Nie troszczono się bardzo o jutro — nie było