Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/189

Ta strona została skorygowana.

Lecz ciepło w nich było, zaciszno i dobrze... a uprzejmość obojga państwa niezrównana, czyniła gospodę najmilejszą.
Przybycie Pierzchały, o którym wiedziano, że go Czermińscy wzięli za totumfackiego, naturalnie zwróciło rozmowę na Rakowce...
— Cóż tam mości Pierzchało, jak tam teraz u acaństwa? hę? weselej? Co porabiają młodzi? jak się ma jejmość? hę?
Pierzchała mruczał niezrozumiale...
— Słyszę starszy się żeni — dodał jeden szlachcic z boku — z piękną panną marszałkówną Falimirską.
— Wypadałoby i o młodszym pomyśleć — odezwała się podkomorzyna — partya piękna...
— Hę! mospanie! zawołał podkomorzy — już my go mieć nie będziemy pono... Starszy się żeni z Falimirską, a ta się kolligaci z księciem... dla młodszego też wyszukają albo gołą hrabiankę, lub coś podobnego z partesów. Nie wyrwą się z ich rąk... a fortuna słyszę piękna.
Pierzchała nie wahał się to potwierdzić, nietylko ruchem głowy wyrazistym, ale nawet voce viva, odzywając się, po odchrząknięciu:
— Fortuna pańska co się zowie...
— A jużby też wstyd było dla okolicy, gdybyśmy żony choć jednemu z nich nie znaleźli... dodała gospodyni domu.
— Dajmy za wygraną — odparł podkomorzy... nie chcą nas nawet znać... ani się do nich docisnąć.
— Tak źle nie jest, wtrącił proboszcz — owszem, od śmierci tego dziwaka nieboszczyka, Boże mu tam odpuść, Czermińscy radzi żyć z ludzmi... Nie są od tego...
— A czemuż ludzi nie szukają? Trudno wymagać znowu — mówił podkomorzy, — ażebyśmy za