Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/197

Ta strona została skorygowana.

gdzieindziej, pannę znajdował śliczną, a nadewszystko naturalną i miłą.
— To jeszcze nic — rzekł doktor Bobowski — ale ją trzeba znać co to za złote serce i podpora domu. Ona tam pracuje za wszystkich, i bez niej radyby sobie nie dali. Prawdziwa to siostra miłosierdzia dla sierot i chorych... a uśmiech i pogoda nigdy z jej oblicza nie schodzą... Nic że się podobać może — a kto ją zna jak ja — ten czołem przed nią bić musi...
Zastanowiło to pana Maurycego...
— Prawdziwie obudzasz pan ciekawość moją — rzekł do doktora... Nigdym nie sądził, ażeby w naszem sąsiedztwie takie się perły ukrywały...
— Bo panowie z całego sąsiedztwa, dodał Bobowski, znaliście tylko jeden Holmanów... Sama ciekawość powinnaby pobudzić ich do zaznajomienia się i z innemi...
— Byle czasu na to stało zawołał Maurycy... Mamy tyle do czynienia! Leosia ożenienie, uregulowanie interesów; gospodarstwo... nie wiem kiedy człek spocząć będzie mógł i odetchnąć...
Jakoż w istocie pan Maurycy, choć sobie dobrze przypominał pannę Malwinę i obiecywał dla niej samej pojechać do Wierzejek... długo, bardzo długo zamiaru tego nie mógł przyprowadzić do skutku...

KONIEC TOMU PIERWSZEGO.