Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/20

Ta strona została skorygowana.

mógłby się był ulęknąć, ale nigdy na nią nawet nie spoglądał i zdawał się nie widzieć że istnieje.
Panna Damianna, pomimo nader skromnego ubrania, wyglądała nadzwyczaj arystokratycznie, i widocznie szło jej o to, aby w niej wielkiego rodu dziecię poznać było można. Trzymała się prosto, sztywnie, chodziła krokiem merzonym, mówiła cedzonemi słowy, poruszała się obrachowując wszystkie ruchy swoje... Czermiński jej nie cierpiał, odpłacała mu to sowicie panna Damianna, choć przy każdej zręczności usiłowała być dla niego pełną poszanowania i czci największej. Trochę gorżkiego sarkazmu kryło się w tych wyrazach przesadzonego szacunku i uległości.
Dwie niewiasty przy Czermińskim rozmawiały tylko z sobą oczyma, i to z ostrożnością największą, komentując wejrzeniami każde słowo i czynność pana. Leoś czasem także do tej rozmowy oczu należał. Stary zdawał się nie widzieć i nie zgadywać co go otaczało, tak na to był obojętny.
Starszy syn, ulubieniec matki miał lat dwadzieścia i dwa, Moryś o rok od niego był młodszy... Charakterami jak twarzami wcale do siebie nie byli podobni, wychowanie też ich różniło. Leoś skończywszy szkoły, pomimo woli ojca, za usilnem naleganiem matki oddany był do uniwersytetu. Sam on wolałby może inne zawczasu rozpocząć życie, lecz musiał się zgodzić z przeznaczeniem. Wybrawszy sobie wydział nauk administracyjnych, uczył się ich tyle tylko, ile koniecznie było potrzeba, aby jako tako przebrnąć przez egzamina, i uzyskać stopień choćby rzeczywistego studenta... W istocie Leoś się bawił na uniwersytecie, należał do złotej, roztrzepanej młodzieży, był sławnym tancerzem, wybornym fechtmistrzem, jeźdźcem doskonałym i ulubieńcem płci pięknej. Lecz zdolności mając niepospolite, łatwość wielką chwytania ogólników, sąd dosyć trafny i lo-