Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/204

Ta strona została skorygowana.

mentacyę, umieszczono je wszędzie. Co większa, w wykonaniu tych ozdób czuć było, że nie zostały pochwycone z tego ogólnego zasobu des lieux communs, którym się najczęściej bezmyślnie posługują architekci, ale zastosowane były, wymyślone do tego gmachu... Śliczne posążki w niszach wystawiały cztery pory roku, po nad frontem rzeźbiona grupa allegoryczna w inny sposób ten sam motyw ujęła czterema wiekami człowieka...
Przedewszystkiem jednak czuć tu było wiosnę i wesele młodości...
W wieńcach plączących się między gzemsami, kwiatów było więcej niż owoców, nawet cztery karyatydy śmiały się kształtami ledwie rozwitemi, jakby im lekko było dźwigać kamienie na ramionach młodości... Tu i owdzie wyrastał z kamienia dzieciak, z figlarną minką i pucołowatą twarzyczką... Dom zdawał się przeznaczony jak te pudełka, które robią na klejnoty, do przechowywania szczęścia, do strzeżenia młodzieńczych uciech, aby ich niezwarzyło tchnienie burzy.
Marmury i kamienie użyte do przyobleczenia frontu wszystkie były barw wesołych, powietrznych, w piękną harmonię zlewających się z sobą. Z za okien jednotaflowych z dala już widać było bogate opony i wzorzyste firanki... Wszystko co komfort XIX wieku dać może, złożyło się na uwydatnienie tego cacka, obudzającego zazdrość w przechodzących...
Począwszy od wjazdu zasklepionego, którego posadzka była z wielkich płyt marmuru szarego, a dokoła w nim podobne do zewnętrznych, tylko odprostowane karyatydy trzymały świeczniki bronzowe — wszystko tu z niezmiernym przepychem jaśniało. Tuż w prawo za oszkloną ścianą otwierały się majestatyczne wschody, szerokie, białym wyłożone marmurem, o białych takichże poręczach, które ciemno-