Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/218

Ta strona została skorygowana.

mowę dowcipną, i wszystkim się akkomodując nie szkodził nikomu, lubiono go powszechnie. Dawniej, gdy książę znaczniejszy dom prowadził i nie owdowiał był jeszcze, gdy fortuną władał większą, naturalnie estymowano go wyżej — z czasem gdy przestał dawać obiady, zapraszać, trzymać konie... i zszedł na emeryta — choć go dobrze przyjmowano, mniej już ważył... Nie miał takiego wpływu jak dawniej. Odkłaniwano mu się chętnie, lecz nie kłaniano się jak to bywało. Wielu dobrych niegdyś przyjaciół, znacznie dlań ostygło... Książę nie zdawał się na to zważać, ani mieć do nich żalu, znajdował to naturalnem, bo sam pewnie postąpiłby podobnie. Nie nadwerężało to jego uprzejmości dla drugich — niemal ją zwiększało jeszcze. Nie lubił się książę martwić i skłonny był wszystko na dobre tłómaczyć.
Jednakże gdy teraz, przybycie młodych Czermińskich, nad którymi rozciągnąć miał opiekę, przepyszny dom, w którym miał zamieszkać, fama ich bogactw niezmiernych, znowu na księcia zwróciły uwagę ogółu — ucieszył się nieco maleńką zemstą, jaką mógł wywrzeć na zobojętniałych.
Szczególniej go bolało zupełne usunięcie się bogatego i ze wszech miar niepospolitego człowieka, rodzonego siostrzeńca, Teofila hrabiego Bronickiego... Kochał książę swą siostrę a jego matkę, lubił i opiekował się Teofilem... przykro mu było niewymownie, że siostrzan, jakby z obawy, aby wuj mu się nie stał ciężarem — cofnął się od niego i niemal zerwał stosunki.
Hrabia Teofil, mający już lat około trzydziestu, wychowany na urząd do wielkiego świata, żył tylko w nim, i jak nowo nawróceni na wiarę zwykle są najgorętszymi fanatykami, tak on ze swem hrabstwem, trochę podejrzanem, był zapamiętałym arystokratą.