Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/233

Ta strona została skorygowana.

oczy obróci... jak ludzie ciekawie przypatrywać się im będą...
Potem zachciała być w teatrze... Spytała matki, jaki strój trzeba będzie włożyć? Książę wystąpił zaraz z usłużną teoryą ubioru zastosowanego do barwy lóż i ornamentacyi sali. Było to, według niego, niezmiernego znaczenia...
O równie ważnych przedmiotach mówiono aż do chwili rozstania... Ruszono się nareszcie, i hr. Teofil chwycił za kapelusz, żegnając gospodarzy... Tak się przecie wieczór zakończył — w salonach...


Następnym dniom towarzyszyło to samo usposobienie. Bawiono się, patrzano i marzono o jutrze...
Książę wprawdzie parę razy napomknął, że wypadnie rozpatrzyć rachunki, skończyć z budowniczym, pomówić o budżecie, ale sam zawsze dodawał, że w tem nie ma nic pilnego...
Maurycy jednak, najpraktyczniejszy ze wszystkich, wpatrując się w te wspaniałości, doznawał pewnego niepokoju, przewidując, że rachunki będą ciężkie... Wspomniał o tem przypadkiem marszałkowej, która pośpieszyła mu uczynić słuszną uwagę, że to są wydatki jednorazowe, że były nieuniknione, że coś poświęcić należało dla zajęcia stanowiska, do którego Czermińscy mieli prawo.
Maurycy umilkł... Monti nie nalegał dotąd. Nie wynosił się jeszcze z oficyny, przychodził codzień na obiady, i był bardzo przyjemnym gościem dla wszystkich. Marszałkowa rzucała nań melancholiczne wejrzenia — ot tak... aby spróbować czy jej wzrok siły nie stracił...