Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/250

Ta strona została skorygowana.

wbite w piersi nie takby go może zabolały; cierpiał — a nie śmiał ani okazać bolu, ani zaprzeczać tym — jak mu się zdało — potwarzom.
Obiad powoli podawano, mieli więc czas rozmawiać długo, a wino, które pili, rozwiązało usta... Maurycy powiedział sobie, że mógłby być śmieszny, gdyby nie umiał podzielać swobodnej wesołości swego towarzysza, który ciągle niemal o kobietach mówił...
Wśród różnych opowiadań, hrabia umiał nader zręcznie wśliznąć coś o marszałkowej, coś o wujaszku, coś o przeszłości, niekoniecznie z teraźniejszością idącego do pary. Był niby czuły dla nich, ale sarkazmu nie szczędził.
Zdawało się, że miał na celu rozczarowanie Morysia, i zdjęcie mu z oczu zasłony. Biedny chłopiec męczył się. nie wierzył, wahał — w końcu ścisnęło mu się serce i słuchał już obojętny...
Gdy dojadali deseru, zaczęło powoli zmierzchać. Służący zapytał, czy ma podać czarną kawę? Hrabia się zerwał protestując. „Pojedziemy do Pepi!“ zawołał.
Po szampańskiem winie był w humorze wybornym; lecz że wino zawsze usposobienia każdego potęguje i uwydatnia — stawał się coraz złośliwszy....
— Idziemy do Pepi — rzekł biorąc pod rękę Morysia... Spodziewam się, że się domyślasz, kto może być Pepi... Jestem kawaler... byłbym śmieszny, gdybym nie miał jakiejś choć jednej Pepi, dla zabicia czasu, dla fantazyi. Inni ich miewają po kilka... lecz fant to kosztowny...
Moryś nauczony kto jest Pepi, z razu zmieszał się jako wieśniak, nie wiedział czy mu wypada przyjąć zaproszenie, zląkł się kompromitacyi, zawahał. Wino szumiało mu w głowie i dodawało odwagi. Chciał okazać, że jest na wysokości obyczaju po-