Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/256

Ta strona została skorygowana.

Hrabia nie mówił nic... poszedł do drugiego pokoju po likwor, wyniósł kamionkę — ale w niej nie było kropli.
Znowu tedy śmiech porwał Pepi.
— Prawdziwie powiadam, sam zawsze wypije, a potem historye wyprawia, że — nie wiedzieć co...
Pobiegła do drugiego pokoju Pepi, ale chasse-café się nie znalazło. Trzeba się było obejść bez niego...
Fanny spojrzała na przyjaciółkę, mówiąc jej oczyma:
— A widzisz — nie powiedziałam ci?
— Słowo honoru daję — dodała Fanny, — że ja likworu w usta nie biorę — i nie piję go nigdy.
— Ani ja! jak mamcię kocham! zaśmiała się Pepi — i mrugnęła oczyma. Albo ja wiem co się z nim robi? może wysycha! Znowu śmiechem parsknęła, i wnet bardzo seryo minkę nastroiła, prawie smutną.
— Pan był już na balecie? spytała nagle Maurycego.
— Dotąd nie.
— Proszęż przyjść mnie zobaczyć w „Weselu w Ojcowie,“ ale bardzo proszę. Dopiero pan się przekona, że grafowi wstydu nie robię. Ale... graf strasznie skąpy... Jak mamcię kocham, słowo honoru, że tak skąpego opiekuna świat nie widział...
Hrabia głową poruszył.
— A ta bransoletka? ażem płakała — mówiła Pepi — słowo daję, głupie pięćset złotych. Widziana to rzecz, kiedy taki żaden ani graf, ani pan, prosty kommissant z kantoru kupił ją dla Tereni. Myślałam, że się ze wstydu spalę, bom wszędzie rozgadała, że ja mieć będę, a Terenia na złość mnie, w pik namówiła swojego — no — i kupił. Aż pfe!
— Ty mi tej bransoletki widzę nie możesz zapomnieć — rzekł hrabia z flegmą. Ja też mam swoje