— Niepodobieństwo jest, rzekł chmurno, tak z dnia na dzień zmieniać postanowienia. Kazaliście mi zostać — miałem więc siedzieć w Warszawie. Nagle każecie mi jechać. To się wyda dziwnie, lękam się...
— Lecz jedno się doskonale godzi z drugiem, poczęła marszałkowa chodząc po pokoju... Musisz jechać, aby oddać zarząd Malborzyńskiemu, widzieć matkę, wejrzeć w interesa. Nie baw długo, ja tymczasem się postaram pozbyć od nas Teofila...
Maurycy już milczał, ale te rzucanie nim widocznie mu ciążyło.
Falimirska chcąc naprawić dostrzeżone wrażenie, zbliżyła się czulej — przybrała twarz tęskną i melancholiczną... położyła rękę na ramieniu Morysia, i poczęła szeptać:
— A! w istocie sama nie wiem co czynić!... Tak! moje... przywiązanie do ciebie odejmuje mi rozum... Czuję niedorzeczność tej namiętności w moim wieku, i nie mogę jej zwyciężyć. Pragnęłabym was i dla siebie i dla was od wpływów szkodliwych ochronić... W tem cała moja wina... dla tego jestem tak nieznośnie napastliwa... śmieszna. Tak? nie prawdaż? śmieszna jestem.
Wyraz głosu pani Falimirskiej zmiękczył znowu Morysia, wziął ją za rękę, nie broniono mu się wcale, marszałkowa pochyliła się ku niemu i głowę położyła na jego ramieniu. Chusteczką otarła suche oczy... Scena stawała się czułą — zapomniano się trochę. Falimirska zdawała się być pod wpływem silnego uczucia. Moryś zapomniał i o czterdziestu i trzech, i o — księciu... Dozwolono mu dotknąć czoła, ust, i dopiero oprzytomniona niby pani, zaczęła się trochę wyrywać i bronić. Było to jednak mało znacznem, słabość przemagała... Moryś czule tulił strapioną, i oboje się mocno zapomnieli, gdy drzwi się otworzyły nagle i — wszedł książę.
Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/261
Ta strona została skorygowana.