Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/265

Ta strona została skorygowana.

Proboszcz po kilka czasem godzin siedzieć musiał, starając się ją religijnemi uwagami pocieszać i ból jej łagodzić. On jeden może prostemi wyrazy wpłynąć na nią umiał. Pannie Damiannie udawało się rzadko rozerwać ją, mówiąc o dzieciach, o ukochanym Leosiu, o jego szczęściu, o świetnej przyszłości. Listy przychodzące z Warszawy czytano i odczytywano. Czermińska słuchając ich uspakajała się.
W jej usposobieniach dla dzieci zaszła jednak zmiana niespodziana. Leoś był zawsze dziecięciem ulubionem; lecz serce matki, jakby z poczucia dawniej zaniedbanego obowiązku, zwracało się ku Maurycemu. Niepokoiła się jego losem, dopominała się o nim wiadomości, pragnęła jego przyjazdu. Kilka razy przed panną Damianną i proboszczem wyraziła to życzenie, aby Moryś przy niej zamieszkał. Zdawało się, że chciała wynagrodzić dawną obojętność, że pragnęła spełnić ciążący obowiązek. Zresztą niewiele ją co obchodziło... O gospodarstwo, majątek, interesa nie zapytała nigdy...
Po pewnym przeciągu czasu niepokój, jaki miała o Morysia, zwiększył się drugim. Przypomniała sobie pana Łukasza, i zażądała koniecznie wiedzieć co się z nim dzieje.
Posłano do Zamoroczan, lecz tam wiedziano tylko, że po pogrzebie, zabrawszy co miał, nie mówiąc co z sobą zrobi, pan Łukasz się oddalił.
Niecierpliwa Czermińska uprosiła proboszcza, żądała nawet, aby urzędownie starano się dośledzić co się z nim stało... Pan Łukasz nie pokazał się nigdzie, nikt nie wiedział o nim. Znając wielką zręczność i przebiegłość Malborzyńskiego, proboszcz zaproponował, aby jego użyć do poszukiwań. Zgodziła się i na to pani Czermińska. Co dziwniejsza, choć nikogo nie widywała, zezwoliła na powołanie p. Aleksego do Rakowiec i sama go o to poprosiła.