Tak płynęło smutne to wdowie życie w Rakowcach... Z rana modlitwy, potem rozmyślanie i łzy, obiad skromny... odwiedziny proboszcza, modlitwy znowu... paroksyzmy nerwowe i płacze. Nadchodzące listy z Warszawy jedne tylko przerywały tę ciszę ponurą. Pisywał zwykle dłużej Leoś, pisywała słów kilka Felicya, która nigdy czasu nie miała, dodawała wierszy kilka marszałkowa, a w końcu i Maurycy... całował rączki matki.
Leoś niekiedy długiemi opisami bawił matkę, malując jej swe szczęście, i anielską swą Felicyę. Chwalił się stosunkami, wynosił pod niebiosa księcia, pełen był czułości dla Falimirskiej. Nigdy się nie użalał na nic; listy te tchnęły takiem uszczęśliwieniem, spokojem, nadziejami — iż pannę Damiannę swą jednostajnością nudziły. Czermińska dziwiła się, że Moryś nie pisze — ale ten nie miał o czem.
Spodziewano się go z razu z powrotem; potem znowu list nadszedł długi, wykładający powody, dla których go miano zatrzymać. Uznała ich słuszność Czermińska, ale nie kryła tego, że choć jedno z dzieci chciałaby była mieć przy sobie...
Wkrótce po tym liście nadszedł inny, zapowiadający przybycie Maurycego.... Radość to sprawiło wielką. Panna Damianna kazała zaraz pokój przygotować dla niego... rachowano dni... zakłopotano się przyjęciem. Ożywiła się nieco matka nawet...
Jednego wieczoru chodziła zadumana po salce, wpół mroku, mówiąc pacierze, gdy zaturkotało... panna Damianna wpadła oznajmując Maurycego, a tuż za nią i on szedł, śpiesząc ucałować ręce matki, która go pochwyciła, obojęła w uścisku i długo nie mogła puścić. Rozpłakała się mocno... Maurycy też uczuł się poruszonym... Chcąc rozerwać i pocieszyć matkę, począł zaraz opowiadać o szczęściu Felicyi i
Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/267
Ta strona została skorygowana.