Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/268

Ta strona została skorygowana.

Leona, o tem jak się tam cudownie urządzili, jak ich kochają wszyscy, jak świetnie występują... i t. p. Czermińska słuchała zadumana, nie zdając się rozumieć nawet... oczy miała wlepione w Maurycego, a gdy ten skończył, odezwała się nagle:
— Ale ty tu zostaniesz — ze mną...
Moryś nic nie odpowiedział.
— Chcę cię mieć przy sobie. Oni szczęśliwi, ty tam im niepotrzebny, a ja — sama...
Nie śmiał już w tej chwili o swych projektach dalszych mówić Moryś i umilkł...
— Jabym nawet chciała, żebyś ty mieszkał w Rakowcach — dodała... Takby było najlepiej. Leosia ja już nie wiem kiedy zobaczę... a ciebie chcę mieć...
Uścisnęła go znowu i rozpłakała się powtórnie. Przybycie syna o tyle było dla niej dobre, że zmuszona została się nim zająć, to ją od smutnych oderwało myśli.
Chciała aby Maurycemu było tu dobrze, aby mu nie zbywało na niczem, dowiadywała się o najmniejsze szczegóły... Nazajutrz nadjechał proboszcz, który w długiej rozmowie starał się wybadać przybyłego o pożycie państwa Leonowstwa. Świetnie je malował Maurycy bardzo... Proboszcz zdawał się nie podzielać entuzyazmu... Czermińska też mniej może się zajmowała teraz losem Leona, niż się spodziewano.
Dopiero w parę dni po przyjeździe, gdy znowu matka zaczęła badać Morysia, mógł się jej przyznać, że ułożono było, aby powracał do Warszawy i interesa zdał na Malborzyńskiego.
— Ale po cóż do Warszawy? po co do Warszawy? odezwała się stara. Jakby to na wsi żyć nie można? Dojeżdżaj sobie do nich, a tu przy mnie mieszkaj... Na co zdawać na cudze ręce majątki? Leoś dużo